poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 5~ Chyba pomylił cukier z solą~


Rozłączyłam się i wróciłam do lektury. Czytałam do późna. Gdy zegar wskazywał 23:00 postanowiłam pójść pod prysznic i iść spać, ponieważ byłam wykończona po dzisiejszym dniu na uczelni.

*Natalia*
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do mojego pokoju. Spojrzałam na zegarek:  8:02, co oznaczało spóźnienie na uczelnię. Przewróciłam się na drugi bok. Postanowiłam odpuścić sobie dzisiejsze lekcje. Jednak długo nie pospałam, ponieważ poczułam coś mokrego na mojej twarzy. Otarłam twarz pościelą, uniosłam wzrok do góry i ujrzałam stojącego nade mną brata z zaciszem na twarzy i butelką wody w ręku.
-Wypad mi z tym .- jego reakcja nie była taka, jakiej się spodziewałam.
-Guten Morgen !- ukazał rząd śnieżnobiałych zębów.
-Z kim ja żyję.- skwitowałam i powolu zwlekłam się z łóżka podążając do toalety.
W głowie miałam niecny plan. Wlałam lodowatej wody do miski. Postanowiłam urządzić braciszkowi słynnego splash’a. Zrzuciłam z umywalki porcelanową mydelniczkę, która z hukiem upadła na marmurową podłogę. Wzięłam miskę i szybko ustawiłam się koło drzwi.
-Ałł!! Maciek pomóż !! Jak boli…- jęknęłam.
-Co się stało?! Już idę.- powiedział z przejęciem brat otwierając drzwi. Zaraz zawartość miski wylądowała na jego ciele.
-Co to  ma być?!
-Jak to co, splash braciszku- powiedziałam z uśmiechem trzepocząc rzęsami.
-Zamilcz.-odpowiedział wycierając się ręcznikiem.
-Proszę bardzo.- wyszłam odruchowo trzaskając drzwiami. Ubrałam się i postanowiłam zrobić śniadanie na zgodę składające się z omletu z owocami.
-Zawsze wiesz, jak mnie zaskoczyć.- powiedział ze smakiem patrząc na śniadanie.
Zjedliśmy rozmawiając i śmiejąc się. Przy okazji dowiedziałam się o dzisiejszym treningu. Z chęcią się zgodziłam, bo wiedziałam, że spotkam tam Reus’a. Jak to?! Ja chcę widzieć tego chama? Tak, chcę go widzieć, nie wiem, dlaczego, ale chcę. Coś mnie ciągnie do tego człowieka, ale nie wiem co. Maciek dziwnie się na mnie patrzył, po chwili nie wytrzymał i zapytał:
-Co ty tak się szczerzysz do tego talerza?
-A nie, nic. Tak sobie myślę.
-Ty myślisz? Przecież ty nie masz mózgu.
-Goń się.- powiedziałam z lekką złością w głosie, znałam się na żartach, ale Maciek doprowadzał mnie do szału.
-Oj dobra, nie denerwuj się już. Aa…słyszałem, że mamy jakieś plany na wakacje.
-NO bo tak sobie pomyślałam z Anią, że wybierzemy się gdzieś w piątkę.
-Jak w piątkę? My się już z chłopakami umówiliśmy, że ty z Anią i resztą Wags gdzieś jedziecie, a my ostry melanżyk…-zawył.
-Co?! Ale mieliśmy jechać w piątkę.- odparłam zmieszana.
-Zmiana planów. Szykuj się mała,jedziemy. Po treningu jedziemy w sprawie mieszkania.
-Nigdzie nie jadę z tobą!-krzyknęłam.
-Jedziesz.-odparł, wziął mnie na ręce podążając w kierunku samochodu. Postanowiłam się nie sprzeciwiać.
*10 minut później przed Signal Iduna Park*
Gdy Maciek parkował samochód od razu zwróciłam uwagę na Reus’a z cwaniackim uśmieszkiem machającego w moją stronę.
-Co ten palant ode mnie chce.- skwitowałam wysiadając z samochodu i podążając w stronę stadionu.
-Kochanie. -podbiegł do mnie.-dzisiaj będzie rwanie.- dokończył zdyszany.
-Spieprzaj.- powiedziałam zwykłym tonem głosu.
-Uuuu… Ktoś tu wstał lewą nogą.- charakterystyczny uśmiech w ogóle nie znikał mu z twarzy.
-Jak ktoś oblał mnie lodowatą wodą, to nie zwracałam uwagi, którą nogą wstaję.
-Aaa….  Jednak wykonał.- powiedział ledwo powstrzymując się od śmiechu.
-O czym ty mówisz?- odparłam z zaskoczeniem.
-O niczym słonko.- odpowiedział namiętnie mnie całując.
-Co to ma być ?!- zfurstrowana oddałam mu cios w policzek.
-Uuuu.. Wykonał.- oglądający z daleka Dortmundczycy zawyli niemal równocześnie. W odpowiedzi dostali ode mnie jedynie wrogie spojrzenie. Odeszłam szybko od Reus’a podążając w kierunku Ani czekającej na mnie przy swoim Porsche.
-Co ty taka zła?- zapytała z niedowierzaniem  (pomimo trudności, które mnie spotykały zawsze miałam dobry humor)
-A może jakieś „hej”? –odparłam z ironią.
-Yyy.. Hej-  ze zmieszaniem pocałowała mnie w policzek. –To idziemy?- dokończyła pokazując ręką na stadion.
-Nie chcę tam iść . Jedźmy do jakiejś kawiarni, bo mnie zaraz szlag trafi.
-Jasne, obgadamy te wakacje.- odparła wsiadając do samochodu. Uczyniłam to samo.
*Marco*
No to Natalka się zdenerwowała. Pewnie nic nie pamiętała z przedwczorajszej imprezy, skoro nie wiedziała o co chodzi z tym wyzwaniem. Oj.. Jaka ona słodka, jak jest zła. Muszę ją zdobyć. Wiem, że muszę się postarać, ale jakoś muszę. Fajna z niej laska, w stylu „na jedną noc”. Trzeba ją jakoś uwieźć, ale to nie będzie trudne. Każda nie może mi się oprzeć. Gdy trenowałem, cały czas wypełniała moje myśli. Czyżby była dla mnie czymś więcej, jak kolejną naiwną laską na jedną noc? Nie, to niemożliwe.
*Natalia*
*10 minut później*
Szybko zapomniałam o całym zajściu przed stadionem. Ania to skarb. Pomaga mi zapomnieć o wszystkim. Odpięłam pasy, wysiadłam z samochodu i moim oczom ukazała się piękna kawiarnia.
-Fajna, nie? Zawsze tu przychodzę z Robertem.
-Genialna. Ciekawe, jak wygląda w środku.
-No to chodź. A może później wybierzemy się na jakieś zakupy?
-Dzisiaj nie mogę, mamy z Maćkiem poszukać mieszkania.
-Szkoda. Pojedziemy innym razem.
Usiedliśmy niedaleko baru, przy którym siedziała jakaś dziewczyna z chłopakiem, pewnie byli parą.
-Podać coś paniom?- moim oczom ukazała się kelnerka, wyglądała na miłą osobę.
-Poproszę kawę mrożoną.- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Dla mnie to samo. I jeszcze dwa desery z bitą śmietaną.
Gdy kelnerka odeszła, zapytałam:
-Ty i deser z bitą śmietaną? Coś mi tu nie pasuje.- zapytałam z niedowierzaniem.
-Pieprzyć to. Tobie się przyda trochę kalorii. Wyglądasz, jakbyś była niedożywiana.
-Maciek mnie żywi spalonym spaghetti.- odparłam z pokorą, na co Ania wybuchnęla niepohamowanym śmiechem. Gdy się uspokoiła, zaczęla drążyć temat wakacji.
-Bo wiesz, ja tak sobie myślałam, że po co nam chłopaki, co tylko będą cały czas pieprzyć o laskach, jakie wyrwali.
-No w sumie tak, będą nam tylko przeszkadzać.-odpowiedziałam spoglądając na parę, która się dziwnie zachowywała.
-Nie zwracaj na nich uwagi, to paparazzi, chcą zrobić z byle czego sensację. Przyzwyczajaj się. No to jaki skład?
-Ty , ja, Inga, Cathy, Riri, Ewa i Agata.
-A Julia?
-Ona nie może, mówiła, że ma kupę nauki.- powiedziałam zasmucona.
-Jak to, przecież mówiła, że… A no szkoda.
-Co ci mówiła?
Pewnie bym z niej to wydusiła, ale mój telefon dawał znać, że ktoś próbuje się ze mna skontaktować.
-Do tej rozmowy jeszcze wrócimy- pogroziłam jej palcem.
-Halo?
-Gdzie jesteś?
-A kto mówi?
-Król Maciuś I
-Boże…. Jestem w kawiarni
-Czekam na ciebie koło stadionu.
-A może ja nie mam ochoty tam iść
-Reus na ciebie już czeka
-Pier**lisz?
-Nie pie*dol, bo rodzinę powiększysz, będą małe Reusiaczki
-Spieprzaj
Przerwałam połączenie, lecz Maciek nie dawał za wygraną.
-Jeszcze jedno słowo o Reus’ie, to wszystkie zęby stracisz.
-Dobra, już poważny jestem. Chcę widzieć cię za 10 minut pod stadionem.
-A ja bym chciała słonia na złotym łańcuszku.
-Chodzi o mieszkanie. –po tym w mojej słuchawce rozbrzmiał się głos przerwanego połączenia.
-Kurczę, Ania muszę już iść.- powiedziałam wstając z fotela w kształcie filiżanki.
-Maciek dzwonił?
-Nom. Chce mnie widzieć pod stadionem za 10 minut.
-Ja i tak po Roberta jadę, to choć ze mną.- obdarzyła mnie serdecznym uśmiechem.
-Dzięki, jesteś wielka.- również się uśmiechnęłam.
*30 minut później*
Gdy Ania wysadziła mnie pod Iduną, zaraz wylądowałam w samochodzie Maćka. Odebraliśmy bagaże spod hotelu i zaczęliśmy zmierzać… sama nie wiem gdzie. Po pół godzinie wjechaliśmy w całkiem fajne osiedle. Byłam zdziwiona. Czemu? Moim oczom ukazały się bloki, a nie domy. Zaparkowaliśmy pod jednym z nich. Muszę powiedzieć, że to było naprawdę fajne osiedle. Zadbane, ładne, a bloki wydawały się być  naprawdę luksusowe. Wypakowaliśmy bagaże i zaczęliśmy zmierzać ku drzwi, lecz moją uwagę zwróciło coś innego. Pod naszą klatką zaparkowany był czarny Aston Martin, identyczny, jaki ma Reus. Ale wszystkie samochody stojące w pobliżu bloku były sportowe i drogie(znałam się na motoryzacji), więc nie przejęłam się tym widokiem. Po chwili nie wytrzymałam i zapytałam Maćka:
-A co z sąsiadami?
-Sąsiedzie z góry, starsze państwo, przemili ludzie.
-A z dołu?- drążyłam temat.
- Nie wiem, skąd mam  wiedzieć?- zapytał ze złością otwierając drzwi.
-Dobra, nie wyrywaj się tak.- trochę nie zrozumiałam jego reakcji.
Gdy Maciek otworzył drzwi, nie wierzyłam własnym oczom. Maciek ma świetny gust, mieszkanie było przepiękne.
-I jak, podoba się ?- zapytał z uśmiechem Maciek.
-Mieszkanie moich marzeń.- podeszłam do niego i przytuliłam, jak najmocniej umiałam.
-Wiedziałem ci się spodoba. Zapoznaj się ze wszystkim, a ja idę się odświeżyć.
Gdy Maciek poszedł do łazienki od razu rozległo się głośne pukanie do drzwi. Z pośpiechem je otworzyłam, a moim oczom ukazała się bardzo znajoma sylwetka….
-Witam sąsiadeczkę !- powiedział z uśmiechem Reus trzymając w ręku talerzyk z szarlotką, na sobie miał różowy fartuszek.-Dopiero upiekłem ciasto, może masz ochotę?
-Mam ochotę, ale walnąć ci serdecznie w twarz. Tak na powitanie.-nie wiem czemu, ale do oczu zaczęły napływać mi łzy.
-Spokojnie, oddychaj. Ciasto kładę na stole. Jak ci zasmakuje, jestem naprzeciwko.-odparł z szyderczym uśmiechem kładąc talerzyk na stoliku  odchodząc.
-Nie, nie, nie !- zaczęłam się drzeć jak opętana. –Maciek! Co to ma być !? Czemu mi to robisz?! Czemu mi nie powiedziałeś?!- zaczęłam zasypywać go pytaniami.
-Uspokój się.- złapał mnie za barki patrząc mi się prosto w oczy.
-Mam tego dość….. Ja nie chcę tu mieszkać.- powiedziałam już trochę opanowana.
-Natalia, ja nie wiem co się z tobą dzieje ? Czemu ty go tak nienawidzisz? Zobacz, ciasto nam przyniósł. Mmm…. Jakie dobre.- powiedział kosztując szarlotki gospodyni Marco, lecz zauważyłam, że nie mógł go przełknąć, mało tego po chwili zaczął kaszleć, co mnie bardzo rozśmieszyło. Przed chwilą płakałam, teraz się śmieję.  Kobieta zmienną jest.
-Ta, pyszne.- powiedziałam z ironią.
-Chyba pomylił cukier z solą. Ale widzisz, jak się stara. Już na wstępie częstuje nas ciastem, a co będzie potem?
-Weź nie pieprz już. Nie mam ochoty tego słuchać.
-Chyba o czymś zapomniałaś.- zapytał pokazując na zegarek.
-No co, 18. No co. Aaaa!! Impreza!
-No właśnie, więc się szykuj, bo Reus nie będzie na nas czekał.- powiedział odwracając głowę, żebym nie widziała, że się śmieje.
-Jak to? My z Reusem? Niee ja nie zdzierżę.- jęknęłam.
-Zdzierżysz, chyba, że chcesz iść na pieszo.
-A nie możemy jechać swoim autem?- podniosłam do góry brwi.
-Ale nie będziesz piła. Ja się nie poświęcę- powiedział szperając w walizce.
-Jasne, nie mam zamiaru.- odparłam wchodząc do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam i uczesałam włosy w koka, umalowałam się i ubrałam. Do całej stylizacji pasowały kremowe szpilki.


Gdy wyszłam z łazienki na kanapie siedział wystrojony Reus z Maćkiem.
-Boże…. Nie wytrzymam.- powiedziałam do siebie prawie niesłyszalnie przewracając teatralnie oczami.
Do głowy przyszedł mi szatański plan. Postanowiłam ignorować Marco. Traktować go tak, jakby w ogóle go nie było.
-Dobra, jedziemy.- odparłam biorąc kluczyki do auta z dębowego stolika.
-Mraśnie wyglądasz, kocie.- powiedział Reus przygryzając wargę. Tak jak postanowiłam, nie odzywałam się do niego. Podobnie, jak jechaliśmy na imprezę. Był zakłopotany. Nie wiedział, o co chodzi. Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
*25 minut później*
Jak zawsze spóźnieni. Zabawa trwała w najlepsze. W progu przywitał nas ledwo trzymający się na nogach Robert w bokserkach.
-Jadę po gorzałę!- zwrócił się do mnie po czym upadając na dywan.
-Jezu, Ania zobacz, czy mu się nic nie stało.- powiedziałam ze strachem w oczach patrząc na Anię i spoglądając na leżącego Roberta.
-Spokojnie, nic mu nie będzie.-odpowiedziała lekko podchmielona Ania.
-Zapraszam do tańca!- nim się zorientowałam znalazłam się na parkiecie z Marco. Muszę przyznać, że świetnie tańczy. Nie chciałam robi przedstawienia, więc postanowiłam się nie sprzeciwiać. Po godzinie szaleństw na parkiecie zmęczona upadłam na kanapę.
-To teraz tradycja każdego wieczorku.- zachichotał Rybus kładąc pustą butelkę na szklanym stoliku.
-O nie. Ja się na to nie piszę.- powiedziałam wstając z kanapy.
Po chwili byłam na górze. W tym domu byłam pierwszy raz, więc nie wiedziałam, gdzie jest jakie pomieszczenie. Postanowiłam nie schodzić na dół i pytać o łazienkę, bo pewnie zaraz namówiliby mnie do tej durnej gry. Otworzyłam pierwsze lepsze drzwi. Niestety była to sypialnia. A tam…. Myślałam, że zaraz zwymiotuję. Był  tam Marco i robił „to” z jakąś laską. Zamknęłam starannie drzwi, by nie usłyszeli i poczułam się zazdrosna. Dlaczego ja byłam zazdrosna o jakiegoś pustaka?! Nie wiem. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Otworzyłam drugie drzwi i zbawienie. To była łazienka. Weszłam do niej i zaczęłam poprawiać makijaż. Po chwili usłyszałam głos Marco i tej dziewczyny.
-Ile?
-250.
-Masz i nikt o tym nie wie.
Ona coś jeszcze mu odpowiedziała, ale nie zrozumiałam co, ponieważ z wanny wyłowił się Kuba z pustą butelką wódki, a na głowie miał czapeczkę zrobioną z gazety.
-Ze mną się nie napijesz?- wydarł się na cały regulator.
-Ciii…..- uciszałam go, lecz ten nie dawał za wygraną.
-Szła dzieweczka do laseczka, do zielonego, oho!
-Zamknij się!- powiedziałam  najciszej, jak mogłam.
-Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom!
-Proszę cię, ucisz się! – powiedziałam już głośniej.
Gdy skończył swój koncert, wrócił do wykonywanej wcześniej czynności: czyli do spania. Gdy upewniłam się, że Marco zszedł na dół, zrobiłam to samo. Tylnymi drzwiami wyszłam na zewnątrz. Spacerowałam i myślałam o całym zajściu na piętrze. Nie długo, ponieważ po chwili usłyszałam sporą ilość głosów śpiewających biesiadne pieśni. Po chwili rozległ się dźwięk syren. W oddali ujrzałam niebiesko-czerwone światła. Spodziewałam się najgorszego………

Mamy 5 rozdział. Teraz będę dodawała dłuższe rozdziały.
Będą pojawiać się raz na 2 tygodnie.
Jak myślicie, czy imprezowicze są związani z zajechaniem policji?
Rozdział…. Chyba mi się podoba. Nie dodałabym czegoś, co mi się nie podoba.
Początek rozdziału napisałam razem z Pauliną, resztę napisałam ja.
Pozostawiam go do Waszej oceny.
~Justyna~
Bardzo dziękujemy Wam za prawie 3 tysiące wyświetleń. Jesteście wielkie 
Jedna mała prośba do anonimek : podpisujcie się w komentarzach, bardzo prosimy ;**

~Paulina i Justyna~

CZYTASZ~KOMENTUJESZ~MOTYWUJESZ










wtorek, 2 września 2014

Rozdział 4 ~To zrzucaj z siebie resztę~


-Zapnij spodnie.- zwróciłam się do niego odsuwając się.
-Uppss….- powiedział po cichu wykonując wspomnianą  wcześniej przeze mnie czynność.
-No to pocałujcie się .-powiedział brat z mega bananem na twarzy.

*Natalia*
-Hehe, no śmieszny jesteś- powiedziałam ironicznie.
-Sory, ale takie wyzwanie i musisz je wykonać bez względu na wszystko.- wytłumaczył Maciek.
-Wal się !- odkrzyknęłam dostając wrogie spojrzenie od brata.
-Dobra, dawaj szybko.- namawiał Reus.
-Pierdol się, nie mam zamiaru się z tobą lizać.
-Jak dasz argument, to nie będziesz musiała- dołączył się Robert.
-Jasne, że dam.  1 argument: nie mam ochoty, 2 argument: na pewno nie z nim, 3 argument: już skończyłam grę- powiedziałam i teatralnie się ukłoniłam.
-4 argument: to nie jest argument.- powiedział Mo.
-5 argument: nie ma takiego czegoś, jak wycofanie się z gry.- odparł Robert.
-6 argument: dwie połówki muszą się nie zgadzać na wykonanie zadania- dołączył się do „zabawy” Mario.
-7 argument: wolę inne określenie, niż „dwie połówki”- skarciłam go.
-8 argument: ja się zgadzam, ona nie.- wtórował Reus pokazując na mnie palcem.
-9 argument: nie macie wyjścia.- nawet Ania była przeciwko mnie.
-10 argument: koniec argumentowania, tylko wykonujcie te wyzwanie do jasnej cholery !- odpowiedział z powagą w głosie mój brat. – To co, dajecie ?
-Tak, Nie.-odpowiedzieliśmy równocześnie.
W tej chwili Mario podbiegł do Marco i wyszeptał coś na ucho śmiejąc się
-Ty, to jest dobry pomysł!- powiedział jakby oświecony blondyn z bananem na twarzy.-Nie będziemy musieli wykonywać tego wyzwania, gdy zdejmiesz jakąś część swojej garderoby.-zwrócił się do mnie.
-Chyba cię popier…. Acha, okay.- powiedziałam zdejmując buta.-Proszę Cię bardzo, geniuszu- dokończyłam z uśmieszkiem na twarzy.
-Nie bądź taka spryciulka, prędzej, czy później moje na wierzchu będzie.
-Pożyjemy, zobaczymy. Dobra, kręcę- wypadło na Łukasza.- No to Łuki, pożycz od swojej wybranki serca szpilki, załóż je na swoje nogi , weź żonę na ręce i przejdź się kawałek jak prawdziwa Top Madl.- gdy dokończyłam, wszyscy zaczęli się śmiać bez opamiętania, podobnie jak Piszczu wykonywał zadanie. Nie sprawiło mu to żadnych trudności, pomijając  potknięcie się o mojego buta i upadek na szklany stolik, na szczęście się nie stłukł, ale za to huk obudził Humiego, który smacznie spał na dworze pod oknem.
-Dobra, teraz ja kręcę.- znów wypadło na mnie.
-Natalia teraz pocałuje Marco- powiedział śpiewająco.
-To ja zdejmuję drugiego bucika- odśpiewałam tak samo jak Łukasz.
Grało mi się bardzo dobrze, do tej pory, gdy znów butelka wskazywała mnie. Tym razem kręciła Inga.
-Teraz nie masz wyjścia. Chyba wiesz, co masz robić.
-Proszę Cię, nie rób mi tego- odpowiedziałam błagająco.
-Chyba, że zdejmiesz sukienkę.-Zwrócił się do mnie Marco przygryzając wargę i przemierzając mnie wzrokiem z góry na dół, niczym rentgen.

-Ok.-Powiedziałam krótko zdejmując wymienioną wcześniej część mojej garderoby.
-Uuuuuuuu- męskie grono odezwało  się niemal równocześnie.
-Proszę bardzo, możesz wziąć na pamiątkę.- z impetem rzuciłam w blondyną moją sukienką.
-O… Dziękuję za tak wspaniały prezent, ale od wyzwania i tak się nie wymigasz.
Nie dostał ode mnie odpowiedzi, zawitał u mnie jedynie lekki grymas na twarzy. Pech chciał, żeby znów wypadło na mnie.
-To zrzucaj z siebie resztę.-zaśmiał się Erik.
-Milcz zboczuchu.
-I kto tu jest geniuszem?- zaśmiał się blondyn obejmując moją talię.
-Boże dopomóż… Co ja robię?- powiedziałam do siebie, po czym delikatnie musnęłam wargi Marco. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Za chwilę oboje zatraciliśmy się w pocałunku. Zapomniałam o całym zgrzycie z nim. Było mi tak dobrze. Nie chciałam tego kończyć. Jednak w porę się opamiętałam i musiałam pomóc sobie aż nogą, żeby oderwać się od Reusa. Wyglądało to nieco komicznie, ale jakoś musiałam sobie radzić.

 Nie spoglądając na niego wyciągnęłam z torby zapasowe ubrania. Wzięłam je z myślą o wodzie.Przecież nie chodziłabym w mokrych ciuchach a kto wie, może zachciałoby mi się kąpać w basenie. Przydały mi się, ale w innym celu. W samej  bieliźnie bym do domu nie wracała, bo przecież swoją sukienkę ofiarowałam Marco.
-Gdzie jest łazienka?- zapytałam się Mario.
-Te drzwi, a co tam?
-Jak co tam , usta muszę przepłukać. Maciek ogarnij się, koniec imprezy.
-Ja chcę do wesołego miasteczka! Na karuzele !- powiedział niczym pięcioletnie dziecko.
-Macie go natychmiast doprowadzić do pionu, bo nie ręczę za siebie.
Gdy wróciłam z toalety stał tak prosto, jakby połknął co najmniej kij od baseball’a.
-Idziemy braciszku, dzięki za zabawę.
-Nie dostałam już odpowiedzi, ponieważ wszyscy byli tak wstawieni, że nie wiedzieli co się dzieje wokół nich. Jak to mówią: party hard.
*Następnego dnia*
Obudziłam się w dobrym stanie, lecz gorzej mój brat. Ten leżał w łóżku i nie mógł się ruszyć.
-Powiedz Klopp’owi, że nie dam rady przyjść na trening.- ledwie słyszalnie wydusił z siebie trzymając się za głowę.
-A jak się zapyta dlaczego ?
-Nie wiem, wymyśl coś.
-Wstyd mi za ciebie.- powiedziałam wręczając mu szklankę wody z lekarstwem w dłoni.
-O co ci chodzi?- powiedział po zażyciu leku.
- O co mi chodzi? Upiłeś się jak świnia. Tłumaczyłam ci, prosiłam, a ty dossałeś się do butli i pieprzyłeś trzy po trzy.- powiedziałam z uniesionym głosem.
-Nie wiem, o co ci biega. Wesoło było, wszyscy się śmiali.
-Ta, szczególnie jak spadłeś z krzesła.- odparłam z powagą. –Wiesz co ? Zdychaj tu. Ja wychodzę.- dokończyłam.
-A idż do diabła.
Zdenerwowana wyszłam z pokoju brata i mocno trzasnęłam drzwiami.
-Dobrze się czujesz? Chcesz żeby nas stąd wyrzucili ?!!-bulwersował się brat za drzwiami.
 -No chcę, może nareszcie się ruszysz  i poszukasz jakiegoś domu dla nas !-odpowiedziałam z zażenowaniem.
-Ale nie musisz od razu demolować hotelu!!!
-A wal się!!!-wykrzyczałam ze złością.
 Po 'starciu' z bratem poszłam szybko do swojego pokoju. Byłam na niego cholernie wściekła po tej imprezie za to, że przez niego musiałam się obnażać publicznie, a najgorsze było to, że przez tego idiotę musiałam przelizać się z tym chamem Marco bleeeeee o matko to było okropne fujj. Nie, to było cudowne, nigdy jeszcze nie czułam się tak dobrze. Jejku ale on wspaniale całuje, jest taki delikatny i słodki. Achh i te jego cudne oczka. Że co ?!!! Natalia! Opanuj się nie myśl o tym chamie przecież on nie jest chłopakiem dla ciebie!!! Moment pocałunku z Reusem wypełniał moje myśli, nie mogłam o tym zapomnieć. Chyba się nie zakochałam? Hmm... No jasne, że nie. Przecież ja nie umiem kochać, nikogo nigdy nie kochałam i nie będę. Życie mnie tego nauczyło. Jakie życie? Nauczył mnie tego ojciec! Przecież on nigdy nas nie kochał... On tylko kochał swój alkohol, nic więcej.! On tylko potrafił nas krzywdzić i ranić... Łzy popłynęły z moich oczu. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Mój brat widocznie mnie usłyszał, bo wyszedł ze swojego pokoju i przyszedł do mnie. Usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił.
 -Natala? Co się dzieje? Czemu płaczesz? Mam nadzieje, że nie płaczesz przeze mnie. Nie chciałem cię urazić.-zapytał, cały czas trzymając mnie w ramionach.
Odchyliłam głowę i popatrzyłam mu prosto w oczy. Było mi trudno opowiadać o przeszłości, ponieważ to tak bardzo bolało...
-Wiesz? Tak sobie usiadłam i przypomniał mi się ojciec... Wszystko wróciło.- powiedziałam z łzami w oczach.
 Brat jeszcze mocniej mnie do siebie przytulił i powiedział: -Nie bój się to co było już nigdy nie wróci. Nie płacz. Jestem przy tobie i zawsze będę. Tylko proszę cię nie płacz bo mi ciebie szkoda. Nienawidzę jak takie śliczne dziewczyny płaczą.
-Oj widzę, że ci się na wyznania zebrało. Dziękuję braciszku. Kocham cię. Już mi lepiej- odpowiedziałam ocierając rękawem łzy i delikatnie się uśmiechając.
-O i o to chodzi. Taki uśmiech masz mieć na twarzy cały czas.-brat uśmiechnął się do mnie i wstał z łóżka.
-Dziękuję braciszku, że jesteś. Wiesz co? Pójdę ci na rękę i powiem Klopp’owi że nie będzie cię dziś na treningu.
 -No jak chcesz to potrafisz siostrzyczko. Grzeczna dziewczynka.
-I tak cię nie lubię. A teraz wyjazd mi stąd bo śmierdzisz. Idź się umyj.- zaczęłam nabijać się z brata. Maciek z zadowoleniem na twarzy schylił głowę i powąchał swoją koszulkę pod pachami, i od razu uśmiech z jego twarzy przerodził się w skwaszoną minę.
-Upsss wyjątkowo, ale to wyjątkowo przyznam ci rację. Śmierdzi ode mnie jak bym się pół roku nie mył. Pójdę się umyć. -roześmiał się i poszedł do łazienki pod prysznic.
Zegar wskazywał 17:30, więc szybko się przebrałam i wyszłam z hotelu. Szłam w kierunku stadionu, gdy nagle zza ławki w parku wprost pod moje nogi wyskoczył Reus. Skrzywiłam się i powiedziałam:
 -O nie jeszcze ciebie mi tu brakowało.
-Ja też się bardzo cieszę że cię spotkałem.-odpowiedział z cwaniackim uśmieszkiem na twarzy.
 -No faktycznie tak się cieszę, że zaraz nie wytrzymam tej euforii i ci przyłożę.-powiedziałam ze zdenerwowaniem, przypominając moment w którym mnie zwyzywał jak oblał mnie wodą.
 –Oj niedobra dziewczynka, niedobra.-odpowiedział przymrużając jedno oko.
 -Gdybym była dobra to byś mnie zjadł a tak to chociaż jeszcze sobie pożyję na tym pięknym świecie.
 - Ej ale tylko mnie nie bij!! Bo ja nie chcę żeby mnie w szpitalu potem składali.-zaczął się śmiać.
-Nie kompromituj się. Ja się śpieszę, nie mam czasu tu z tobą się użerać.-powiedziałam odchodząc od Reusa. Ten dorównał mojego kroku i objął mnie ręką w talii. Zabierając jego rękę i oddalając się od niego, powiedziałam:
-Zabieraj te łapska! Trzymaj się ode mnie w odległości pięciu metrów i ani kroku bliżej!!-wykrzyczałam.
-Oj dobrze, dobrze księżniczko już oddalam się.-powiedział z uśmiechem oddalając się pół kroku ode mnie.
-Jak dla ciebie to pani Natalio, a nie księżniczko. A i mam ci pokazać ile to jest 5 metrów bo widzę, że na matematyce to chyba spałeś.-odpowiedziałam idąc cały czas w przed siebie w kierunku stadionu.
-Nie spinaj się tak mała. Złość piękności szkodzi. Widzę, że idziesz na stadion. No to dotrzymam ci towarzystwa bo ja właśnie też idę na trening.
-No niestety będę musiała zmęczyć jakoś twoje towarzystwo. Ale ja się dziwię, że ty w ogóle wyszedłeś z domu po tym jak się wczoraj schlałeś  że aż Mario musiał cię z domu do samochodu na rękach odnosić i zawieźć cię do domu.
 -A widzisz skarbie lata praktyki i łeb do alkoholu robią swoje.- powiedział śmiejąc się.
Nie odezwałam się już ani słowem aż do końca drogi zresztą Marco też nie. Co chwilę zerkał na mnie, czułam to. Weszliśmy na stadion. Ja zaczęłam iść w kierunku murawy, a Marco w kierunku szatni. Odwrócił się do mnie i powiedział:
 -Miło się z tobą gadało piękna. Jeszcze się spotkamy. Do zobaczenia.
Ja tylko odwróciłam głowę i spojrzałam na niego cały czas idąc w kierunku murawy.
 *Marco*
 Kurde niezła laska z tej Natalii. Ale nie dość, że śliczna to jeszcze zabawna i taka słodka i bezbronna kiedy się ze mną kłóci. I na dodatek świetnie całuje. Zainteresowała mnie. Muszę się z nią koniecznie spotkać jeszcze raz.
*Natalia*
 Klopp siedział na ławce rezerwowych. Podeszłam do niego i starałam się usprawiedliwić nieobecność brata na treningu.
-Dzień dobry.
 -No witam. A gdzie Maciek.
 -No właśnie ja w tej sprawie. Otóż Maciek się rozchorował ma gorączkę źle się czuje i nie da rady dziś trenować.
-A ta choroba to nie jest przypadkiem kacyk po jakiejś imprezce? -powiedział Klopp z uśmiechem na twarzy.
-Nie nie skądże on naprawdę jest chory.-powiedziałam ze zmieszaniem.
 -No niech mu tam będzie. Niech sobie chłopina odpocznie. Ale jak tylko wróci to dopierdzielę mu takie ćwiczenia że mu się tej choroby odechce.-zaśmiał się.
 -Dobrze przekaże mu na pewno się ucieszy.-Również się roześmiałam i ruszyłam w kierunku trybun.
Ujrzałam siedzącą i machającą w moim kierunku Anię. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niej.
 -Hej Natalka.-z uśmiechem powitała mnie Ania.
-Hej Ann.-odpowiedziałam również z serdecznym uśmiechem.
-Czemu tak szybko zniknęłaś z imprezy u Mario?
-Yy... no bo wiesz...-zmieszałam się.-No dobra powiem ci prawdę. To przez tą butelkę. Wiesz musiałam się całować z tym oblechem Reusem, a ja mam do niego zrazę po tej akcji z wodą no i po prostu wolałam wyjść niż dostawać kolejne jakieś zboczone wyzwania z tym idiotą.-opowiedziałam przyjaciółce o całym zdarzeniu.
-No rozumiem. Ale uważaj na niego bo on może cię naprawdę skrzywdzić. Zresztą opowiadałam ci jak on traktuje dziewczyny.-przypominała Ania.
 -Tak wiem pamiętam jak mnie przed nim ostrzegałaś. Zresztą nie mam 'planów' związanych z nim.
 -I bardzo dobrze. Wiesz co? Jutro z Robertem organizujemy taką małą imprezę. Może wpadniecie z Maćkiem? Będziecie mile widziani.
-A dziękuję w imieniu Maćka i swoim za zaproszenie. Na  pewno wpadniemy, przyda nam się trochę rozrywki.
-Okey. Impreza jest u nas w sobotę o 18:00.
-Okey. Na pewno będziemy.
-Już niedługo wakacje, chłopaki będą mieli przerwę w treningach. Może wybierzemy się gdzieś razem ja, Robert i ty z Maćkiem?- zapytała Ania z niecierpliwością czekając na odpowiedź.
-A wiesz, że to może być świetny pomysł. My z Maćkiem nie mamy żadnych planów, a z drugiej strony już dawno razem we czwórkę nie byliśmy na wakacjach.-powiedziałam przypominając sobie dawne, razem spędzane wakacje.
 -No widzisz, a zawsze gdy razem wyjeżdżaliśmy było naprawdę super.
-odpowiedziała z uśmiechem Ania.
-To w takim razie musimy się gdzieś spotkać na kawę i to wszystko omówić.
-No dobrze to ja dam ci znać gdzie i kiedy.
 -Pewnie. Bedze czekać na info od ciebie. A teraz przepraszam cię bardzo ale ja muszę lecieć do hotelu bo Maciek jest w katastroficznym stanie po tej imprezie.-powiedziałam ze śmiechem.
 -Ty nawet nie pytaj o mojego Roberta. Do szóstej rano mi pieśni biesiadne pod oknem wyśpiewywał.-Ania wpadła w śmiech.
-To musiał być niezły widok. Ale Robert przynajmniej dał radę przyjść na trening o własnych siłach.
-Jak on sobie popije to wstępuje w niego inna dusza on jest wtedy nieobliczalny. Ale na szczęście dał radę przyjść na trening.
 -Ja już lecę do Maćka.-powiedziałam i dałam Ani buziaka w policzek na pożegnanie. –
Do zobaczenia! -krzyknęła gdy się od niej oddaliłam.
Zbliżała się 19:20 gdy wychodziłam ze stadionu. Na szczęście nie było jeszcze bardzo ciemno, w końcu był maj. Weszłam do hotelu, a potem prosto do naszego pokoju. Gdy Weszłam do środka czekał już na mnie mój brat z kolacją. Oczywiście zrobił spaghetti bo nic innego nie potrafił. Ale i to mu dziś zbytnio nie wyszło bo już od samego wejścia czuć było zapach spalenizny.
-Hej. Jakoś cię wytłumaczyłam. A widzę że kolację zrobiłeś. To w ramach podziękowań za wyświadczoną przysługę? -zapytałam przymrużając jedno oko.
-Oj tak dokładnie. Zrobiłem pyszną kolację jakiej jeszcze nie jadłaś, padniesz z wrażenia. No wcinaj.-odpowiedział i zaczął jeść.
Spróbowałam kolacji i powiedziałam ze śmiechem:
-Wiesz Master Chef nie chcę podważać twoich umiejętności ale masz rację tak ohydnej kolacji to ja w życiu nie jadłam. Padnę po zatruciu.
-Dziękuję, dziękuję za te wszystkie komplementy. Od dziś zwracaj się do mnie Master Chef. -powiedział z powagą.
-Chciałbyś mogę się zwracać do ciebie szefie spalenizny. Tego nie da się jeść.-wybuchłam śmiechem.
-Oj tam nie przesadzaj. Może i trochę przypaliłem ale to tylko trochę. Jedz i nie narzekaj dobre jest.-odpowiedział zjadając resztę makaronu z talerza.
-Chcesz mnie otruć? Wiesz co? Ja jednak zrobię sobie kanapkę.-powiedziałam nadal się śmiejąc.
 -Jak chcesz. Po prostu nie potrafisz dostrzec mojego talentu. Ja jestem urodzonym kucharzem.-odpowiedział z poważną miną na twarzy.
 -Ja myślałam, że ty jesteś urodzonym piłkarzem, a nie kucharzem.-powiedziałam jednocześnie robiąc sobie kanapkę.
-Ja po prostu jestem dwa w jednym. A w ogóle to ja wszystko potrafię. I nie dość, że potrafię to jeszcze robię to idealnie.-powiedział z dumą.
 -No to się pośmialiśmy. Naprawdę fajny żart. -uśmiechnęłam się w kierunku brata.
-A idź ty. Z tobą nie da się inteligentnie porozmawiać.-oburzony poszedł do swojego pokoju.
Ja natomiast zrobiłam sobie kanapkę i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie wzięłam książkę do ręki którą niedawno kupiłam i zaczęłam czytać. Po 15 minutach usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni u spodni i zobaczyłam, że to Julka, szybko przeciągnęłam palcem po wyświetlaczu i przyłożyłam telefon do ucha.
-Hej Julcia.
-No hej. Już myślałam, że nie żyjesz albo, że o mnie zapomniałaś bo wcale się ze mną nie kontaktujesz.
-Wiem przepraszam cię strasznie ale jakoś nie miałam czasu. Wiesz musiałam się jakoś oswoić w nowym miejscu.
 -No rozumiem. A w ogóle to powiedz mi jak tam jest?
-Powiem ci, że nie jest tak źle jak to sobie wyobrażałam. Koledzy Maćka z drużyny są naprawdę mili no oprócz takiego jednego typka.
 -No to dobrze, że ci się tam podoba. Oo Natalciu czyżbym o czymś nie wiedziała?
-Z tobą było by o niebo lepiej. O wszystkim dobrze wiesz. A ten typek to taki piłkarz BvB miałam małą spinę z nim.
 -A przystojny chociaż?
-Ty to tylko o jednym. Nawet bardzo przystojny.
 -Uważaj bo się zakochasz!!
-Spokojnie nie zakocham się Julciu. Już niedługo wakacje masz jakieś plany? No tak sobie planowałyśmy z Anią że może byśmy razem z Robertem i Maćkiem gdzieś pojechały. A może ty byś wpadła i razem byśmy gdzieś wyjechali w piątkę?
-Wiesz co przepraszam cię bardzo ale ja nie dam rady, mam kupę nauki. Może innym razem wpadnę.
-No trudno ale mam nadzieję że dotrzymasz słowa i przyjedziesz bo ja bardzo tęsknię.
-Na pewno dotrzymam, obiecuję. Ja też strasznie za tobą tęsknię. Przepraszam muszę kończyć.
-Okey to papa kochana buziaki.
 -Pa Natala buźka.
Rozłączyłam się i wróciłam do lektury. Czytałam do późna. Gdy zegar wskazywał 23:00 postanowiłam pójść pod prysznic i iść spać, ponieważ byłam wykończona po dzisiejszym dniu na uczelni.


Mamy czwóreczkę ;P Początek rozdziału napisałam ja, a resztę moja friend. Piszę to, ponieważ Paula czuje się dyskryminowana i hajs z youtube jej się nie zgadza xd
Ze swojej strony bardzo dziękuję Wam za 6 komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Dla Was to nic, ale dla mnie wieelka radość <3
To chyba na tyle z mojej strony.Rozdział pozostawiam do Waszej oceny.
Loffki, kisski i uściski, Justyna :**

CZYTASZ~KOMENTUJESZ~MOTYWUJESZ