środa, 15 października 2014

Rozdział 7 ~Zabiję cię, Rybus !~



-Poczekaj !- powiedział łapiąc mnie za nadgarstek.
Gdy się odwróciłam, moją uwagę zwróciła niska blondynka biegnąca w naszą stronę. Gdy dobiegła, dopiero ją poznałam………..

*Natalia*
-I po co to wszystko ? Jesteś zerem, rozumiesz? Myślisz, że dasz mi forsę na aborcję i po problemie? Nigdy ci tego nie daruję!- po jej wyrazie twarzy widoczne było zdenerwowanie.
-Marco, o czym ona mówi?- zapytałam ze zmieszaniem. Reus cały czas trzymał mnie za rękę.
-O czym ja mówię ?! Przeleciał mnie, a gdy dowiedział się, że jestem z nim  w ciąży to mnie rzucił !
-Caro, opanuj się. – powiedział blondyn ze stoickim spokojem. Po moich policzkach zaczęły płynąć słone łzy.
-Jak mam się opanować?! Dla ciebie te 4 lata to nic?- zaczęła wrzeszczeć, jak opętana.
- Ty mnie zdradzałaś dz*wko !- ze zdenerwowaniem puścił moją rękę.
 Ja korzystając z okazji zaczęłam uciekać. Nie gonił mnie. Nie zatrzymywał mnie. Nie wołał mnie. Nie przejął się mną. Jaka ja jestem głupia! Myślałam, że Ania nie do końca mówiła prawdę. Nie mogło mi się pomieścić w głowie, że mężczyźni mogą być tak bezuczuciowi. To wszystko było prawdą. Biegłam przed siebie. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Za nic nie mogła mi się przypomnieć droga powrotna. Zdyszana usiadłam na trawie i zaczęłam ryczeć, bo płakaniem tego nazwać nie można.

*Marco*
-Czemu robisz ten cyrk? Powaliło cię ?-  zdenerwowany zapytałem Carolin.
-Nie będzie ci się chciało żyć przeze mnie. Zrobię wszystko, żeby ci uprzykrzyć życie.- na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.
-Nie udało ci się. Ona nic dla mnie nie znaczy. Chcę ją tylko przelecieć.- odparłem również się uśmiechając.
-Na jedno wychodzi. To też ci się nie uda.- odparła wzruszając ramionami.
-Ale na serio jesteś ze mną w ciąży?
-Chyba cię Bóg opuścił. A nawet jakbym była, to w moim brzuchu długo by nie pobyło to dzieciątko.
-Jesteś wredna.- powiedziałem marszcząc czoło.
-Tak jak ty. Wybacz, ale muszę już iść. Ktoś na mnie czeka. Tak A propos, tobie też przydałoby się jakieś rozluźnienie.
-Dzisiaj jestem już po dwóch.
-Do trzech razy sztuka. Pa, - odpowiedziała wysyłając mi buziaka.
Może i jestem trochę pozbawiony uczuć, ale zacząłem trochę martwić się o Natalię. Było bardzo ciemno i na pewno nie znalazła drogi do domu. Postanowiłem jej poszukać. Szukałem długo. Powoli robiło się już jasno. Gdy dostrzegłem ją skuloną na trawie coś we mnie pękło. Spała, więc delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do mieszkania. Nie wiedziałem , gdzie schowała klucze do jej domu, więc wylądowała u mnie w sypialni. Pozbawiłem ją ubrań, żeby lepiej się spało. Na jej twarzy widniały czarne smugi od tuszu. Zrobiło mi się jej bardzo szkoda. Jest bardzo wrażliwą dziewczyną. Wpatrywałem się w nią, jak w ósmy cud świata. Z czasem moje powieki robiły się coraz cięższe. Spojrzałem na zegarek, 5:41, po czym utonąłem w objęciach Morfeusza.

*Natalia*
Gdy się obudziłam, nie wierzyłam własnym oczom. Byłam w jakimś pomieszczeniu, w jakimś łóżku. Byłam tu pierwszy raz. Lecz horror zaczął się dopiero wtedy, gdy posłałam wzrok w lewo…
-Aaaaa! Boże! – krzyknęłam turlając się łóżka na podłogę. Przestraszony Marco po chwili leżał na mnie. Oparł głowę o moją klatkę piersiową i dalej smacznie spał
-Obudź się ! – wykrzyknęłam mu do ucha, po czym zrzuciłam go z siebie oddalając się na bezpieczną odległość.
-Weź było mi tak wygodnie. Daj ludziom spać jest środek nocy. A i jak co to jestem Marco, nie Bóg.- ułożył się na podłodze kontynuując sen.
-Tak w ogóle to jest 12. Jezus Maria ty jesteś w bokserkach !- powiedziałam przestraszona.
-Jezusem i Marią też nie jestem. Śpij, kotku.
- Przeleciałeś mnie ! Nienawidzę cię ! – zaczęłam okładać go pięściami.
-Uspokój się nawet cię nie tknąłem ! A tak na marginesie, słodko wyglądasz w tej euforii. I jeszcze ta bielizna. Mmm…. – przytrzymał mnie za nadgarstki  przygryzając wargę.
-Wytłumacz mi to wszystko !
-Tu nie ma nic do wytłumaczenia. Spałaś na trawie w parku, to miałem cię tam zostawić, żeby ktoś ci coś zrobił ?
-Nie wierzę ci? (wierzyłam, nie chciałam wyjść na idiotkę xd). Skoro tak mówisz, to czemu nie zaniosłeś mnie do mojego mieszkania?- powiedziałam już spokojniej.
-Bo nie mogłem znaleźć kluczy.
No tak. Jak nie mam kieszeni to klucze trzymam w biustonoszu. Taka moja mała „skrytka”.
-W to ci akurat wierzę.- odparłam dyskretnie wyjmując klucze z mojej „skrytki”, na co Marco wybuchł śmiechem.
- I co się tak szczerzysz? Dobrze, że ich nie znalazłeś.
-Ja żałuję.- odparł z pokorą.
-Daruj sobie.-powiedziałam zgryźliwie wkładając na siebie wczorajsze ubrania.
Bez słowa wyszłam z mieszkania Marco kierując się do swojego. Byłam mu wdzięczna, ale nie miałam odwagi mu tego powiedzieć. Maćka nie było w domu, co mnie nie zdziwiło. Chociaż raz porządnie wytrzeźwieje xd Odświeżyłam się, włożyłam ubrania. 

Wyjątkowo zjadłam porządne śniadanie. Byłam mega wściekła na Reus’a, ale w podzięce za…. Przenocowanie mnie postanowiłam upiec mu szarlotkę. Taką dobrą, jaką on mi zrobił. Zamiast cukru, sól. Gdy się upiekła, zapakowałam do niewielkiego pudełeczka, do którego wrzuciłam jeszcze karteczkę, na której zapisałam kilka słów:

Nie wiem do końca jak to wszystko było, ale dziękuję ci. 
W podziękowaniu szarlotka według twojego przepisu. Mam nadzieję, że osłodzi ci życie ;)
Twoja ulubiona sąsiadeczka ;*

Położyłam upominek na wycieraczce. Zadzwoniłam dzwonkiem  i szybko schowałam się za drzwiami mojego mieszkania, patrząc na reakcję blondyna przez wizjerek. Była taka, jakiej się spodziewałam: zauważając upominek uśmiechnął się, wziął ciasto i schował się w drzwiach. Po chwili usłyszałam jego głos, a raczej krzyk.
-Tfffuuu ! Zabiję cię, Rybus !
Chyba mu zasmakowała. Skwitowałam i zaczęłam szykować się na zajęcia.  Dzisiaj zaczynały się o 13., więc dla świętego spokoju postanowiłam na nie iść.

*Po zakończonych zajęciach na uczelni*
Te zajęcia były najgorszymi, jakie miałam do tej pory. Dwa razy wywołana do odpowiedzi i dwa razy jedynka w dzienniku. Ta szkoła mnie wykończy…  Po charakterystycznym dźwięku kończących zajęcia spakowałam książki do plecaka i już miałam wychodzić z klasy gdy…
-Ju Julka ? Co ty tu robisz?- zapytałam ze zdziwieniem zauważając moją BFF stojącą przede mną.
-Przyjechałam do ciebie ! Nie cieszysz się?- odpowiedziała mocno mnie przytulając.
-cieszę się, bardzo.- odparłam odwzajemniając przytulasa.
-Było tu  jeszcze jedno wolne miejsce, a ty wiesz jak bardzo lubię dziennikarstwo. Pomyślałam, czemu nie. Napisałam zgłoszenie i je wysłałam. O zaakceptowaniu mojej prośby dowiedziałam się błyskawicznie. I teraz znowu jesteśmy razem !- zaczęła piszczeć.
-Tak i nigdy się nie rozstaniemy ! Kocham cię !- teraz piszczałyśmy obydwie, jak to mieliśmy w zwyczaju. Opuściłyśmy szkołę i kierowałyśmy się w stronę mieszkania.

*15 minut później*
W duchu modliłam się, abyśmy po drodze nie wpadły na Reus’a. Lecz moje gorliwe modlitwy nie przyniosły jakiegokolwiek rezultatu. Już z daleka ujrzałam Blondi wysiadającą ze swojego sportowego auta………

Zastanawiam się nad zawieszeniem bloga na jakiś czas. Niestety teraz dopadł mnie brak weny i nie wiem, kiedy ukaże się kolejny rozdział. Dlaczego o tym mówię? Tylko Wasza motywacja przywróci mi wenę. Komentarze bardzo dla mnie się liczą. Tak więc : komentujcie, bardzo proszę ;)
Buziaki :****

~Justyna~



~CZYTASZ~KOMENTUJESZ~MOTYWUJESZ~






-



środa, 8 października 2014

Rozdział 6 ~Ihahaha, naprzód !~

*Natalia*
Radiowóz niemieckiej policji zatrzymał się naprzeciwko sąsiadów Ani i Roberta. Z tego, co opowiadała mi Ania, wiem że mieszka tam starsza kobieta. Zauważyłam, że obok jej domu stoi sporo osób z naszej imprezy, więc postanowiłam podejść i sprawdzić, co tam się dzieje. Miałam jedynie nadzieję, że przyjazd policji nie ma nic wspólnego z naszą imprezą. Po chwili znalazłam się na miejscu i od razu wybuchnęłam śmiechem, ponieważ moim oczom ukazał się obraz Roberta wraz z Maćkiem siedzących na żywopłocie. Musieli pomylić żywopłot z koniem, szamotali się w nim i krzyczeli "Ihahaha, naprzód!!!". Widać było, że byli już nieźle wstawieni. Po chwili podeszło do nich dwoje policjantów.
-O! Niebiescy!- wykrzyczał Robert, wpadając w głąb żywopłotu, co wyglądało tak komicznie , że wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Przyjaciele!!- dorzucił schlany w trzy dupy Maciek, jednocześnie wyciągając Roberta z krzaków.
-Widać, że humory panom nieźle dopisują. Ale niestety musimy panów zasmucić i przerwać te orgie publiczne,, ponieważ dostaliśmy wezwanie o zakłucaniu ciszy nocnej i demolowaniu prywatnego mienia.- powiedział jeden z policjantów.
-Ależ panie właadzo! My przecież nic złego nie robimy! To już nawet w dzisiejszych czasach nie można sobie spokojnie na koniu jeździć?!- odpowiedział zbulwersowany Robert, wykonując ruch jakby jeździł konno.
-Roberciku mój najukochańszy! Ty już jesteś tak pijany, że żywopłotu od konia nie odróżniasz.- wtrąciła się rozbawiona Ania. -Panowie! Sami zejdziecie, czy mamy panów ściągnąć siłą z tego żywopłotu?!- krzyknął drugi policjant. Widocznie nawet policjantów rozbawiła ta sytuacja, ponieważ oboje zaczęli się śmiać.
-My się nigdzie nie wybieramy!! Musimy dokończyć nasz wyścig. I niech panowie nie obrażają naszych koników bo one czują się w ten sposób odrzucone i dyskryminowane!- powiedział stanowczo Maciek zdejmując z siebie koszulę i rzucając ją w stronę policjantów, po chwili Robert uczynił to samo ze swoją koszulą.
-Acha, panowie się nie wybierają do nas, to my się wybierzemy do panów.- powiedział policjant, stukając pałką policyjną o swoją dłoń.
-Przemoc! Oni chcą zastosować wobec nas, wobec niewinnych piłkarzy Borussii Dortmund przemoc! Oni chcą nas bić!!! Tak się nie robi!! Boże widzisz i nie grzmisz.- krzyknął Robert w takim tonie jak by miał zaraz umrzeć na tym żywopłocie.
-Ole! Ole! Oleeee! Nie damy się!...- zaczął wyśpiewywać Maciek.
Po chwili policjanci zaczęli ściągać Roberta z żywopłotu na co ten zaczął krzyczeć i wierzgać nogami.
-Nie drzyj się idioto bo koniki wystraszysz!- krzyknął zdesperowany Maciek.
Po czym drugi policjant ściągnął go z żywopłotu i po chwili obydwoje z Robertem siedzieli w radiowozie.
-Panie władzo, gdzie my jedziemy?- spytał zdziwiony Robert.
-A co pan taki zdziwiony?- odpowiedział policjant z kpiną w głosie. -Jedziemy na komisariat. Dziś panowie spędzicie noc na iźbie wytrzeźwień. -dokończył, zamykając drzwi radiowozu.
Po chwili usłyszałam głośny śpiew: "Szła dzieweczka do laseczka, do zielonego! Ochoo!..". Sądząc po głosie i po zamiłowaniu do biesiadnych pieśni był to napewno Kuba. Miałam rację. Dwóch panów w niebieskich mundurach wynosiło go z apartamentu Ani i Roberta, widać było że był tak schlany, że nie był w stanie iść o własnych siłach. Policjanci wsadzili go do radiowozu.
-Aaalleee... jaaa nigdzieee njjeee jaadę!- powiedział Kuba jąkając się i przytulając do pustej flaszki.
-Jedzie pan, bo z tego co widzę raczej o własnych siłach daleko pan nie dojdzie.-zakpił policjant.
-Aa założymy sjjjęę że doj...dojj..dojdę. Ooo flaszkę wódki.-odpowiedział Kuba, wysiadając z radiowozu. Chwiejnym krokiem przeszedł na drugą stronę ulicy. Niestety zaraz za krawężnikiem stał kontener ze śmieciami, co się potem okazało był największym wrogiem Kuby. Kuba potknął się i wpadł prosto do kontenera.
-Gdzie jest ten kontener!? Gdzie jest ten but!? Gdzie jest ta flaszeczka co wpadła mi tu!? Znalazłem kontener, znalazłem but, znalazłem flaszeczkę, co wpadła mi tu!!! Na lewo, na prawo!! W górę i w dół!!...-zaczął wyśpiewywać wyrzucając śmieci z kontenera, a potem całując znalezioną flaszkę wódki.
Policjanci natychmiast wyciągnęli Kubę ze śmietnika i ponownie zapakowali do radiowozu.
-Przykro nam, ale wszyscy widzieliśmy na co pana stać i jednak lepiej będzie jak pan pojedzie razem z nami i pana kumplami od flachy. A flaszkę kupi mi pan jak wytrzeźwieje.-powiedział mundurowy zamykając drzwi od radiowozu. Jednak Kuba nie potrafił choć na chwilę
się przymknąć i zaczął znów śpiewać: "Pokaż na co cię stać ale nie jeden raz słuchaj, słuchaj ajajajaj...". Wszyscy znów wpadli w euforię śmiechu, można przyznać że Kuba jest mistrzem karaoke.
Odwróciłam wzrok i ujrzałam zbliżającego się w moją stronę Reus’a. Nie miałam ochoty na niego patrzeć, a tym bardziej wchodzić z nim w jakąkolwiek dyskusję po tym jak przyłapałam go na tym jak "to" robił z jakąś dziwką. Więc postanowiłam podejść do Ani, ponieważ miałam nadzieję że gdy zobaczy że rozmawiam z przyjaciółką to stwierdzi że nie będzie nam przeszkadzał i sobie pójdzie a ja spokojnie wrócę do domu, chociaż po nim można się wszystkiego spodziewać. Podeszłam do Ani i rozpoczęłam rozmowę:
-Boże!! Co za wioska, no nie?- powiedziałam z mega bananem na twarzy.
-Matko co za wstyd chłopaki przeszli samych siebie. Teraz będzie trzeba jakoś te szkody naprawić.-odpowiedziała Ania ze śmiechem na twarzy pokazując na zdemolowany przez chłopaków żywopłot - Jutro się tym zajmiemy.- dokończyła.
-Ale co teraz z nimi będzie??- zapytałam.
-A co ma być? Zamkną ich na 24h, a potem wypuszczą- odpowiedziała Ania ze śmiechem w głosie.
-No tak ale czy oni nie będą potem mieli jakiś 'zielonych papierów'?- powiedziałam ze zmieszaniem w głosie.
-O kurcze... Faktycznie o tym nie pomyślałam.-odpowiedziała już z innym wyrazem twarzy.
Naszą rozmowę przerwał jeden z policjantów.
-Widzę, że chłopaki nieźle dali w palnik. Zabierzemy całą świętą trójce na izbę wytrzeźwień na 48h. Oczywiście możemy wypuścić ich wcześniej za dokonaniem wpłaty kaucji. I proszę się nie martwić, chłopaki nie będą mieli żadnego wykroczenia.- powiedział policjant.
-Dobrze, rozumiemy. Dziękujemy panu bardzo.- odpowiedziała Ania z ulgą w głosie.
Radiowóz odjechał, a ja postanowiłam wrócić do mieszkania. Niestety Reus nie dał za wygraną i podszedł do mnie. Wiedziałam że tak będzie...
-Ooo! Witam piękną sąsiadeczkę.- powiedział z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem, obejmując mnie w talii i przyciągając do siebie tak, że byłam zwrócona twarzą w jego stronę. Nie chciałam patrzeć na te jego oczy, one były takie niewinne w przeciwieństwie do ich właściciela...
-Wiesz co? Daruj sobie. Jasne?- odpowiedziałam z zażenowaniem w głosie odsuwając się od niego i zabierając jego rękę z mojej talii.
Ruszyłam przed siebie, niestety blondyn nie dawał za wygraną i nadal szedł przy mnie.
-Nie powinnaś być teraz sama. Dziś przenocujesz u mnie. Nie odmawiaj, bo wiem, że potrzebujesz teraz z kimś pogadać. Oczywiście daję ci gwarancję nietykalności.- odpowiedział ze słodkim uśmiechem ponownie obejmując mnie w talii. Wyrwałam się z jego objęć.
-  Wiesz czego ja teraz potrzebuję? ŚWIĘTEGO SPOKOJU ! Nie mam ochoty na ciebie patrzeć ! Jesteś żałosny!- wykrzyczałam mu prosto w twarz.
-Ej, ej, ej nie denerwuj się ślicznotko. Powiedz, o co chodzi?- powiedział z przejęciem, patrząc mi się prosto w oczy.
- O co mi chodzi? Po co się do mnie przyczepiłeś? Chcesz się ze mną przespać ?- powiedziałam ze łzami w oczach, przypominając sobie sytuację, gdy pomyliłam pokoje.
-Oj misiu widzę, że trochę się rozmarzyłaś. Ale cóż, jeśli chcesz ja jestem do twojej dyspozycji.
-Jesteś obrzydliwy! Niestety byłam świadkiem obracania tej blondi w sypialni. Jeszcze płacisz jej, żeby się nie wygadała ! Nie chcę ciebie znać ! Nie odzywaj się do mnie nigdy więcej! Nienawidzę cię!- po tych słowach uciekłam.
-Ale to nie jest tak jak myślisz! To wcale nie jest tak ! Proszę cię, nie rób mi tego ! –słyszałam w oddali.
Biegłam przed siebie. Mimo, że do mieszkania miałam spory kawałek postanowiłam pójść na pieszo. Co ja postanowiłam ?! Nie myślałam. Byam bardzo przestraszona całą sytuacją. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie wiem, czemu, ale poczułam się bardzo zraniona. Dlaczego to bolało aż tak bardzo? Chyba mi na nim zależało. Sama nie wiem, co o tym myśleć.
*Marco*
Ale wtopa…. To nie miało tak być. Jak mogłem pozwolić na to, żeby Natalia uchwyciła ten moment? Teraz na pewno nie będzie chciała mnie znać. Nie mogę jej stracić, muszę wymyśleć coś, żeby mi wybaczyła. Żeby było tak, jak dawniej.
*Natalia*
Po godzinnym „spacerze” byłam w domu. Zauważyłam zaparkowany samochód Marco, więc pewnie już wrócił. Miałam nadzieję, że nie spotkam go na korytarzu. Dobrze, że Maciek nie widział tej sytuacji, byłby dym. Po chwili stałam pod drzwiami mojego mieszkania. Na szczęście po drodze nie natknęłam się na Reus’a. otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Szybko ściągnęłam szpilki, strasznie bolały mnie stopy. Postanowiłam na rozluźnienie doczytać książkę. Gdy zegar wskazywał 2:00 zrobiłam sobie odprężającą kąpiel. Akurat gdy wyszłam z łazienki usłyszałam pukanie do drzwi. Gdy je otworzyłam, na wycieraczce widniał piękny bukiet. Żółte róże z czarną wstążką. Było ich ok. 19. Zabrałam goi usiadłam na kanapie. Do bukiety dołączony był liścik:
Piękny bukiet dla pięknej dziewczyny <3
Proszę cię, zejdź szybko na dół. Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego.
Twój ulubiony sąsiad ;*
Od razu zorientowałam się, że bukiet jest od Reus’a. Nie miałam ochoty go widzieć, ale przekupił mnie kwiatami. Byłam ciekawa, co takiego ważnego ma mi do powiedzenia. Pośpiesznie się ubrałam, uczesałam i zrobiłam szybki makijaż. Nie wiem, czemu tak się stroiłam, ale wiadomo,przy wielkiej gwieździe piłkarskiej jakoś trzeba wyglądać. Na nogi włożyłam szpilki i szybko zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi naszego apartamentowca i ujrzałam napis ułożony ze świeczek : I’m sorry honey. Było ciemno, więc płomienie świeczek było dokładnie widać. Stałam, jak wryta uśmiechając się do siebie. Po chwili poczułam ciepły oddech na mojej szyi. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się Marco z kolejnym, ogromnym bukietem. Tym razem były one czerwone.

- Wybacz mi.- powiedział krótko, zwięźle i na temat. – Obiecuję, że nigdy więcej nie będziesz świadkiem takiego czegoś. Przepraszam Natalciu- powiedział po polsku.
-Wiesz co, muszę ci powiedzieć, że się postarałeś. To jest prześliczne. Dziękuję. Nie wracajmy do tamtego wydarzenia. Co się stało to się nie odstanie. Przytulas w nagrodę- dokończyłam i mocno go przytuliłam. Marco delikatnie pocałował mnie w czoło.
Zauważyłam, że praktycznie z każdego okna naszego bloku ktoś wygląda. Ludzie patrzyli na nas, jak na jakiś idiotów, lecz postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Marco zgasił wszystkie świeczki i zaproponował mi długi spacer. Mimo, że było już po 3:00 i strasznie bolały mnie nogi, zgodziłam się. Uwielbiałam nocne spacery widok naszego miasta nocą.Światło lamp delikatnie oświecało nam drogę przez park. Nie mówiliśmy nic. Trudno było nam nawiązać jakikolwiek temat, ponieważ prawie się nie znaliśmy. No może ja trochę o nim wiedziałam, ale nie będę z nim rozmawiać o panienkach, jakie przeleciał. Usiedliśmy na pobliskiej ławce. Był środek nocy, aczkolwiek było bardzo ciepło. Zaczęłam drżeć, nawet nie wiem z jakiego powodu. Marco przysunął się do mnie i objął ramieniem.
-Weź tą rękę.-powiedziałam spokojnie.
-Dlaczego?
-Bo mi niewygodnie.- bardzo bałam się jego bliskości.
-Haha, ok.- odparł ze śmiechem biorąc rękę z mojego ramienia i odsuwając się na poprzednie miejsce. Nastała krępująca cisza.
-Yyyyy… ciekawe, jak chłopaki.- przerwał ją Marco.
-Pewnie siedzą w izbie wytrzeźwień.- powiedziałam ze śmiechem.
-Haha, no możliwe.
-Boże, jaki wstyd..- odpowiedziałam unikając wzroku Reus’a.
-Nie, dlaczego? Każdy ma prawo się zabawić. Alkohol jest po to, by go pić.
-Tak, to czemu ty nie piłeś?- zapytałam mrużąc oczy.
-Ważniejsze sprawy miałem do załatwienia, nie miałem czasu.- odpowiedział poważnie, lecz po chwili uświadomił sobie, że palnął głupotę.
-Yyy… No tak.- odparłam z zażenowaniem. –Wiesz, ja muszę już iść. Późno się zrobiło.- dokończyłam wstając z ławki.
-Poczekaj !- powiedział łapiąc mnie za nadgarstek.
Gdy się odwróciłam, moją uwagę zwróciła niska blondynka biegnąca w naszą stronę. Gdy dobiegła, dopiero ją poznałam………..

Wybaczcie, że tak długo musiałyście czekać na nowy rozdział, ale przykre wydarzenia, które nas spotkały, przeciągnęły trochę pojawienie się go na blogu. Bardzo, bardzo, ale to bardzo przepraszamy ;( Następny rozdział mamy już przygotowany, dodamy go, gdy pod tym rozdziałem będzie 8 komentarzy. Również  może być  ich więcej, nie obrazimy się ;)) Komentarze znaczą dla nas wiele, dodają wielkiej motywacji. Obecny rozdział pozostawiamy do Waszej oceny. 
Buziaki ;****
 ~Paulina i Justyna~

Zapraszam na bloga, prowadzonego przez Paulinę. Czytam i polecam ;)) Jest świetny, warto na niego zajrzeć.
~Justyna~