niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 9 ~Chyba tej nocy jestem na ciebie skazana~



Po godzinnym błąkaniu się po parku postanowiłam, że wrócę do domu. Było mi bardzo zimno i bolały mnie nogi. Nigdy nie pozwolę na to, żeby Julka odebrała mi Reus’a .On jest mój i tylko mój. Z daleka słyszalna była głośna muzyka, czyli zabawa trwała już w najlepsze. Miałam kilkanaście nieodebranych połączeń od uczestników imprezy. A co tam, raz się żyje. W wyśmienitym humorze wróciłam do mieszkania, lecz gdy otworzyłam drzwi sypialni, aby wybrać ciuchy, wyśmienity humor diametralnie zmienił się w niepohamowaną złość………………

*Natalia*
-Co to ma być za burdel ?!- krzyknęłam widząc porozrzucane puste butelki wódki, chipsy na podłodze, wylana colę oraz wszystkie moje ubrania wyrzucone z szafy.
-Nie denerwuj się- zwrócił się do mnie Maciek po czym kontynuował swój sen na szklanym stoliku.
-Trochę zaszaleliśmy, ale to nie jest powód do kłótni. - podszedł do mnie Marco zostawiając zaledwie kilkucentymetrową odległość między nami.
-Odejdź ode mnie ! Nie mogę na Ciebie patrzeć !- mój krzyk obudził Maćka który spadając ze stolika potłukł go, i siebie przy okazji.
-A gdzie reszta ? - zapytałam Reusa. W mieszkaniu był tylko on i Maciek.
-Yyy no wiesz wszyscy już się rozjechali tylko...
-Tylko co ?! Nie mów mi tylko, że ktoś spadł z głośnika i leży w szpitalu bo mnie szlag trafi.
-Haha skąd wiedziałaś ? -zapytał ze śmiechem
-Wkręcasz mnie.
- Nie. Robert wszedł na głośnik bo chciał zatańczyć do Słowianek, i tak jakoś wyszło...
-Nie. Nie. Nie... - powtarzałam by się uspokoić.
-To może ja już pójdę. - odparł nieśmiało kierując się w stronę drzwi.
-Jak myślisz że ja dam teraz z tym wszystkim radę, to jesteś w błędzie. - powiedziałam przekręcając zamek w drzwiach.
-Hmm.. To co robimy ? - zapytał przybliżając się do mnie i lekko obejmując moje biodra.
-Na pewno nie to, co myślisz. Sprzątamy.- wyswobodziłam się z uścisku i podążyłam w stronę mojego pokoju. 
Zrezygnowany Marco powolnym krokiem udał się za mną. Po drodze z szafki wyjął białe wino i dwa lśniące kieliszki. Postawił je na odłamku szkła ze stolika i zabraliśmy się do pracy. Było przy tym dużo śmiechu, szczególnie gdy przenosiliśmy poobijanego Maćka do łóżka, ponieważ kilka razy go upuściliśmy. Myślę o załatwieniu wizyty u dietetyka. Ale to tak na marginesie. Co chwilą popijaliśmy wino. Jedno, drugie, trzecie.. Po chwili i my byliśmy już wstawieni. Gdy dom już był w miarę ogarnięty, Marco chciał już wychodzić, a że nawet odrobina alkoholu na mnie źle działa, na swoje nieszczęście zapomniałam gdzie schowałam klucze.
-Chyba tej nocy jestem na ciebie skazana. -zwróciłam się do Marco z szerokim uśmiechem.
-A ja na ciebie.- odpowiedział tym samym.
-Tylko wiesz, chyba na burzę się zanosi, a ja panicznie boję się burzy. No to ten.. yyy.. mogę spać z tobą ? - dokończył.
-Burza podczas wiosny Hmm.. Ciekawe. Ale możesz ze mną spać, tylko..
-Daje gwarancję nietykalności.- uniósł ręce w geście obronnym.
-No i dyscyplina ma być. To pakuj się, na co czekasz. -odparłam robiąc mu miejsce na wielkim łożu i odsłaniając kawałek śnieżnobiałej pościeli. Bez gadania wskoczył do łóżka i po chwili oboje utonęliśmy w objęciach Morfeusza. Jednak nie na długo…
-Boże, co się stało? - słysząc huk zapytałam z przerażeniem przecierając zaspane oczy.
-Co się stało ? To się stało ! Zepchnęłaś mnie z łóżka, grubasie ! - powiedział masując obolały pośladek od upadku na podłogę.
-Ty, nie rozpędzaj się bo zaraz zostaniesz na tej podłodze.
-Przymknij się i spij, bo trzeba spać, żeby rano wstać. Nie miałam siły mu odpowiedzieć, zmęczona wrażeniami z całego dnia ponownie zapadłam w sen.

*Następnego dnia *
Obudził mnie zapach dymu. Otworzyłam oczy i ujrzałam wielką chmurę dymu tańczącą po całym pokoju. Po dokładnym rozpatrzeniu sprawy zorientowałam się że dym dochodzi z kuchni. Przestraszona wyskoczyłam z łóżka i pospiesznym krokiem podążyłam do kuchni. Moją uwagę zwrócił Maciek z Marco biegający po całej kuchni i energicznie wymachując rękami. Oparłam się o futrynę i czekałam na reakcję chłopaków, gdy mnie zobaczą. Nie przejął mnie ten widok, wręcz przeciwnie, rozśmieszył mnie. Dym unosił się znad patelni. Chłopaki zamiast wyłączyć kuchenkę, biegali po całym domu w celu usunięcia dymu, zresztą na próżno.
-Ekhem - chrząknęłam głośno, żeby w końcu zauważyli moją obecność.
-O Natalcia nas odwiedziła. -powiedział głośno Marco, by Maciek mnie zauważył, ponieważ nie przestawał wymachiwać rękami.
-O kur*a Natalia. -Maciek przestał wykonywać tych specyficznych ruchów i stanął koło Marco w kłębie dymu.
-Dzieci. - skwitowałam wyłączając palnik. -A teraz wypier*alać z kuchni ! I Nie zbliżać się do niej ! – powiedziałam ze złością w głosie. Chłopaki pokornie opuścili wspomniane wcześniej miejsce.
-Żartowałam głąby! Ruszyć te swoje piłkarskie tyłki i pomagać mi zrobić śniadanie- wybuchnełam śmiechem.

- Hehe wiedziałem. -odparł Marco wyjmując tuzin jajek z lodówki. Maciek zajął się krajaniem szczypiorku. Po miło spędzonym i smacznym śniadaniu zagraliśmy mecz w Fife.
-Ejj no ja chcę Borussię ! -sprzeczałam się z Marco.
-Wybacz Miśka, ale tobie zostaje Bayern.
-Niee proszę Cię, mi palce od kierowania tymi głupkami uschną- zawyłam
- Chyba że za buziaczka....
-Nie czekając na dokończenie wypowiedzi Marco cmoknęłam go w policzek po czym szczerze się uśmiechnął.
 Oddawaj. -powiedziałam wyrywając mu z rąk pada.
Może nie uwierzycie, ale wygrałam ! Co prawda Marco dawał mi fory, ale to się nie liczy. Jestem lepsza. Po zagranym meczu całą trójką pojechaliśmy na trening. Chłopaki bardzo chcieli, żebym z nimi pojechała, ponieważ Klopp ma do mnie sprawę. Czyżbym o czymś nie wiedziała ?


Kolejny rozdział maszeruje w Wasze ręce.Zapraszamy do nowo powstałych zakładek: SPAM oraz Pytania do autorki - gdzie podany jest e-mail na który możecie kierować wszystkie nurtujące Was pytania dotyczące bloga. Zapraszamy do wyrażania swoich opinii w komentarzach :)

~Paulina i Justyna~



środa, 5 listopada 2014

Rozdział 8 ~Banda przygłupów~




W duchu modliłam się, abyśmy po drodze nie wpadły na Reus’a. Lecz moje gorliwe modlitwy nie przyniosły jakiegokolwiek rezultatu. Już z daleka ujrzałam Blondi wysiadającą ze swojego sportowego auta………

*Natalia*
-Witam… Mogę poznać twoje imię ? Pewnie jest takie śliczne jak ty.- zwrócił się do Julii, gdy doszłyśmy. Na mnie w ogóle nie zwrócił uwagi, co mnie zasmuciło sama nie wiem czemu.
-Witam przystojniaka. Jestem Julia, a ty zapewne Marco. Natalia dużo mi o tobie opowiadała- odparła zerkając na mnie.

-Co ty gadasz? Mam ważniejsze tematy od niego.- powiedziałam zgryźliwie sprzedając jej przy okazji łokcia w bok.
-Nono, nie spodziewałbym się tego.- zaśmiał się blondyn cały czas patrząc się na moją przyjaciółkę. Patrzył na nią tak, jak na swoją kolejną „ofiarę”.
-Hmm… Daleko mieszkasz?
-Mieszkam naprzeciwko twojej chyba koleżanki.
-To jest moja przyjaciółka. Chodź Jula, my już idziemy. – odpowiedziałam z ironią.
-Poczekaj, gdzie ci się śpieszy? Marcooo, a dałbyś mi swój numer ?- zwróciła się do Reus’a przygryzając wargę. Nawet ja nie miałam jego numeru. Zaczęłam robić się zazdrosna.
-Dla ciebie zawsze i wszędzie- odparł podając numer. -To pa.- pocałował ją w policzek i odszedł.
Mnie nie pocałował. Nawet się ze mną nie pożegnał. Nie powiedział tego głupiego „hej”. Byłam bardzo wściekła i jednocześnie zazdrosna. Ja zazdrosna o swoją przyjaciółkę ? Postanowiłam, że zignoruję ten wybryk Marco. Ma z tego satysfakcję, że jestem o niego zazdrosna. Robi to specjalnie. Julka cały czas nawijała o nim. Zaczęla działać mi na nerwy. Mam nadzieję, że to przejściowe. Według mnie to jest chore. Zawsze przyjaźń rozpada się przez chłopaka. Mam nadzieję, że miedzy mną, a Julką do tego nie dojdzie. Gdy mieszkałyśmy w Łowiczu wszystko było w normie. Julka inaczej się zachowywała. Mój wyjazd trochę zmienił między nami. Z przemyśleń wyrwał mnie dźwięk telefonu. Kilka razy przesunęłam palcem po ekranie, aby odczytać wiadomość.

Od :Maciek
Treść: Zorganizowałem u nas imprezę na 20;00. Ogarnij trochę mieszkanie.

Kochany braciszek. Fajnie, że mówi mi o tym godzinę przed rozpoczęciem. No nie, znowu impreza. Mam już tego dość. Ucieszą się moją nieobecnością. Wieczór spędzę gdzie indziej. Julka niech się nacieszy Reus’em. Nie będę im przeszkadzać. Nikomu nie będę przeszkadzać….
-Julka? Hej ! Mówię do ciebie !- podeszłam do niej i machnęłam ręką przed oczami. Dopiero wtedy oderwała się od ekranu telefonu.
-Co tam ?
-Maciek organizuje imprezę. Nie wiem jak ty, ale ja nie będę w niej uczestniczyła.
-A będzie na niej Marco?
-Raczej tak.- głośno wypuściłam powietrze z ust.
-To ja zostaję.- odpowiedziała stanowczo.
-Rób co chcesz, tylko uważaj na Reus’a.- nie czekając na odpowiedź już wychodziłam, gdy pojawił się Maciek.
-Siostra, a gdzie ty się wybierasz?
-W d*pę na raki łapać ślimaki.- odparłam unikając jego wzroku. Sprytnie wyminęłam go w drzwiach i kierowałam się tam gdzie oczy poniosą.

*Maciek *
-Ale… Julka? Ja dobrze widzę? – zapytałem poprawiając grzywkę.
-Tsa… To ja. Wprowadziłam się do was dopóki nie znajdę mieszkania.- odparła wkuwając swój wzrok w telewizor.
Jeszcze jej tu brakowało. Nie trawię tej laski. Bardzo mnie denerwuje. Ale trudno, jakoś wytrzymam. Zdziwiło mnie zachowanie Natalii. Czemu zostawiła Julkę? Czyżby się pokłóciły ? Nie wiem. Ale się dowiem. Nie pozwolę na to, żeby Julka wszystko popsuła. Postanowiłem o tym nie myśleć i skupić się na przyszłej imprezie.

*3 godziny później*
*Narracja trzecio osobowa*
-Rybus, polej! –Krzyknąl Lewy ledwo trzymający się na nogach.
-Ty już nie pijesz. Ja nie chcę, żebyś znowu wylądował w żywopłocie.- odparła ze śmiechem Ania.
-To nie był żywopłot ! To był koń i nie zmieniaj ciągu i prawidłowości wydarzeń ! – powiedziała oburzona klubowa dziewiątka.
-Wiecie co, jakby ktoś to wszystko nagrał i wysłał do zakładu psychiatrycznego to przyjęliby was bez kolejki- skwitowała Agata.
-Banda przygłupów .Idę stąd.- Marco wstał ze swojego miejsca i skierował swoje kroki na 1 piętro.
-A temu co?
-Może okresu dostał.- odpowiedział Mats. W standardzie całe towarzystwo wpadło w niepohamowany śmiech.
-Ale tak po prawdzie, to pewnie jest zły, że nie ma Natalii.- odparł Durm ze zmrużonymi oczami.

*Natalia*
Po godzinnym błąkaniu się po parku postanowiłam, że wrócę do domu. Było mi bardzo zimno i bolały mnie nogi. Nigdy nie pozwolę na to, żeby Julka odebrała mi Reus’a .On jest mój i tylko mój. Z daleka słyszalna była głośna muzyka, czyli zabawa trwała już w najlepsze. Miałam kilkanaście nieodebranych połączeń od uczestników imprezy. A co tam, raz się żyje. W wyśmienitym humorze wróciłam do mieszkania, lecz gdy otworzyłam drzwi sypialni, aby wybrać ciuchy, wyśmienity humor diametralnie zmienił się w niepohamowaną złość………………


W wstępie chciałabym przeprosić osobę, którą poinformowałam, iż rozdział pojawi się w tamtym tygodniu. Nie dodałam go, ponieważ zepsuł mi się komputer i byłam bardzo zajęta problemami moich przyjaciółek. Jeszcze raz bardzo przepraszam i obiecuję, że ta sytuacja się nigdy nie powtórzy. Rozdział pozostawiam do Waszej oceny. Mam nadzieję, że się Wam spodoba ;**

~Justyna~


Kolejny rozdział : 8 komentarzy. Wierzymy w Was, dacie radę <3

~Paulina i Justyna~


środa, 15 października 2014

Rozdział 7 ~Zabiję cię, Rybus !~



-Poczekaj !- powiedział łapiąc mnie za nadgarstek.
Gdy się odwróciłam, moją uwagę zwróciła niska blondynka biegnąca w naszą stronę. Gdy dobiegła, dopiero ją poznałam………..

*Natalia*
-I po co to wszystko ? Jesteś zerem, rozumiesz? Myślisz, że dasz mi forsę na aborcję i po problemie? Nigdy ci tego nie daruję!- po jej wyrazie twarzy widoczne było zdenerwowanie.
-Marco, o czym ona mówi?- zapytałam ze zmieszaniem. Reus cały czas trzymał mnie za rękę.
-O czym ja mówię ?! Przeleciał mnie, a gdy dowiedział się, że jestem z nim  w ciąży to mnie rzucił !
-Caro, opanuj się. – powiedział blondyn ze stoickim spokojem. Po moich policzkach zaczęły płynąć słone łzy.
-Jak mam się opanować?! Dla ciebie te 4 lata to nic?- zaczęła wrzeszczeć, jak opętana.
- Ty mnie zdradzałaś dz*wko !- ze zdenerwowaniem puścił moją rękę.
 Ja korzystając z okazji zaczęłam uciekać. Nie gonił mnie. Nie zatrzymywał mnie. Nie wołał mnie. Nie przejął się mną. Jaka ja jestem głupia! Myślałam, że Ania nie do końca mówiła prawdę. Nie mogło mi się pomieścić w głowie, że mężczyźni mogą być tak bezuczuciowi. To wszystko było prawdą. Biegłam przed siebie. Nie wiedziałam, gdzie jestem. Za nic nie mogła mi się przypomnieć droga powrotna. Zdyszana usiadłam na trawie i zaczęłam ryczeć, bo płakaniem tego nazwać nie można.

*Marco*
-Czemu robisz ten cyrk? Powaliło cię ?-  zdenerwowany zapytałem Carolin.
-Nie będzie ci się chciało żyć przeze mnie. Zrobię wszystko, żeby ci uprzykrzyć życie.- na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.
-Nie udało ci się. Ona nic dla mnie nie znaczy. Chcę ją tylko przelecieć.- odparłem również się uśmiechając.
-Na jedno wychodzi. To też ci się nie uda.- odparła wzruszając ramionami.
-Ale na serio jesteś ze mną w ciąży?
-Chyba cię Bóg opuścił. A nawet jakbym była, to w moim brzuchu długo by nie pobyło to dzieciątko.
-Jesteś wredna.- powiedziałem marszcząc czoło.
-Tak jak ty. Wybacz, ale muszę już iść. Ktoś na mnie czeka. Tak A propos, tobie też przydałoby się jakieś rozluźnienie.
-Dzisiaj jestem już po dwóch.
-Do trzech razy sztuka. Pa, - odpowiedziała wysyłając mi buziaka.
Może i jestem trochę pozbawiony uczuć, ale zacząłem trochę martwić się o Natalię. Było bardzo ciemno i na pewno nie znalazła drogi do domu. Postanowiłem jej poszukać. Szukałem długo. Powoli robiło się już jasno. Gdy dostrzegłem ją skuloną na trawie coś we mnie pękło. Spała, więc delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do mieszkania. Nie wiedziałem , gdzie schowała klucze do jej domu, więc wylądowała u mnie w sypialni. Pozbawiłem ją ubrań, żeby lepiej się spało. Na jej twarzy widniały czarne smugi od tuszu. Zrobiło mi się jej bardzo szkoda. Jest bardzo wrażliwą dziewczyną. Wpatrywałem się w nią, jak w ósmy cud świata. Z czasem moje powieki robiły się coraz cięższe. Spojrzałem na zegarek, 5:41, po czym utonąłem w objęciach Morfeusza.

*Natalia*
Gdy się obudziłam, nie wierzyłam własnym oczom. Byłam w jakimś pomieszczeniu, w jakimś łóżku. Byłam tu pierwszy raz. Lecz horror zaczął się dopiero wtedy, gdy posłałam wzrok w lewo…
-Aaaaa! Boże! – krzyknęłam turlając się łóżka na podłogę. Przestraszony Marco po chwili leżał na mnie. Oparł głowę o moją klatkę piersiową i dalej smacznie spał
-Obudź się ! – wykrzyknęłam mu do ucha, po czym zrzuciłam go z siebie oddalając się na bezpieczną odległość.
-Weź było mi tak wygodnie. Daj ludziom spać jest środek nocy. A i jak co to jestem Marco, nie Bóg.- ułożył się na podłodze kontynuując sen.
-Tak w ogóle to jest 12. Jezus Maria ty jesteś w bokserkach !- powiedziałam przestraszona.
-Jezusem i Marią też nie jestem. Śpij, kotku.
- Przeleciałeś mnie ! Nienawidzę cię ! – zaczęłam okładać go pięściami.
-Uspokój się nawet cię nie tknąłem ! A tak na marginesie, słodko wyglądasz w tej euforii. I jeszcze ta bielizna. Mmm…. – przytrzymał mnie za nadgarstki  przygryzając wargę.
-Wytłumacz mi to wszystko !
-Tu nie ma nic do wytłumaczenia. Spałaś na trawie w parku, to miałem cię tam zostawić, żeby ktoś ci coś zrobił ?
-Nie wierzę ci? (wierzyłam, nie chciałam wyjść na idiotkę xd). Skoro tak mówisz, to czemu nie zaniosłeś mnie do mojego mieszkania?- powiedziałam już spokojniej.
-Bo nie mogłem znaleźć kluczy.
No tak. Jak nie mam kieszeni to klucze trzymam w biustonoszu. Taka moja mała „skrytka”.
-W to ci akurat wierzę.- odparłam dyskretnie wyjmując klucze z mojej „skrytki”, na co Marco wybuchł śmiechem.
- I co się tak szczerzysz? Dobrze, że ich nie znalazłeś.
-Ja żałuję.- odparł z pokorą.
-Daruj sobie.-powiedziałam zgryźliwie wkładając na siebie wczorajsze ubrania.
Bez słowa wyszłam z mieszkania Marco kierując się do swojego. Byłam mu wdzięczna, ale nie miałam odwagi mu tego powiedzieć. Maćka nie było w domu, co mnie nie zdziwiło. Chociaż raz porządnie wytrzeźwieje xd Odświeżyłam się, włożyłam ubrania. 

Wyjątkowo zjadłam porządne śniadanie. Byłam mega wściekła na Reus’a, ale w podzięce za…. Przenocowanie mnie postanowiłam upiec mu szarlotkę. Taką dobrą, jaką on mi zrobił. Zamiast cukru, sól. Gdy się upiekła, zapakowałam do niewielkiego pudełeczka, do którego wrzuciłam jeszcze karteczkę, na której zapisałam kilka słów:

Nie wiem do końca jak to wszystko było, ale dziękuję ci. 
W podziękowaniu szarlotka według twojego przepisu. Mam nadzieję, że osłodzi ci życie ;)
Twoja ulubiona sąsiadeczka ;*

Położyłam upominek na wycieraczce. Zadzwoniłam dzwonkiem  i szybko schowałam się za drzwiami mojego mieszkania, patrząc na reakcję blondyna przez wizjerek. Była taka, jakiej się spodziewałam: zauważając upominek uśmiechnął się, wziął ciasto i schował się w drzwiach. Po chwili usłyszałam jego głos, a raczej krzyk.
-Tfffuuu ! Zabiję cię, Rybus !
Chyba mu zasmakowała. Skwitowałam i zaczęłam szykować się na zajęcia.  Dzisiaj zaczynały się o 13., więc dla świętego spokoju postanowiłam na nie iść.

*Po zakończonych zajęciach na uczelni*
Te zajęcia były najgorszymi, jakie miałam do tej pory. Dwa razy wywołana do odpowiedzi i dwa razy jedynka w dzienniku. Ta szkoła mnie wykończy…  Po charakterystycznym dźwięku kończących zajęcia spakowałam książki do plecaka i już miałam wychodzić z klasy gdy…
-Ju Julka ? Co ty tu robisz?- zapytałam ze zdziwieniem zauważając moją BFF stojącą przede mną.
-Przyjechałam do ciebie ! Nie cieszysz się?- odpowiedziała mocno mnie przytulając.
-cieszę się, bardzo.- odparłam odwzajemniając przytulasa.
-Było tu  jeszcze jedno wolne miejsce, a ty wiesz jak bardzo lubię dziennikarstwo. Pomyślałam, czemu nie. Napisałam zgłoszenie i je wysłałam. O zaakceptowaniu mojej prośby dowiedziałam się błyskawicznie. I teraz znowu jesteśmy razem !- zaczęła piszczeć.
-Tak i nigdy się nie rozstaniemy ! Kocham cię !- teraz piszczałyśmy obydwie, jak to mieliśmy w zwyczaju. Opuściłyśmy szkołę i kierowałyśmy się w stronę mieszkania.

*15 minut później*
W duchu modliłam się, abyśmy po drodze nie wpadły na Reus’a. Lecz moje gorliwe modlitwy nie przyniosły jakiegokolwiek rezultatu. Już z daleka ujrzałam Blondi wysiadającą ze swojego sportowego auta………

Zastanawiam się nad zawieszeniem bloga na jakiś czas. Niestety teraz dopadł mnie brak weny i nie wiem, kiedy ukaże się kolejny rozdział. Dlaczego o tym mówię? Tylko Wasza motywacja przywróci mi wenę. Komentarze bardzo dla mnie się liczą. Tak więc : komentujcie, bardzo proszę ;)
Buziaki :****

~Justyna~



~CZYTASZ~KOMENTUJESZ~MOTYWUJESZ~






-



środa, 8 października 2014

Rozdział 6 ~Ihahaha, naprzód !~

*Natalia*
Radiowóz niemieckiej policji zatrzymał się naprzeciwko sąsiadów Ani i Roberta. Z tego, co opowiadała mi Ania, wiem że mieszka tam starsza kobieta. Zauważyłam, że obok jej domu stoi sporo osób z naszej imprezy, więc postanowiłam podejść i sprawdzić, co tam się dzieje. Miałam jedynie nadzieję, że przyjazd policji nie ma nic wspólnego z naszą imprezą. Po chwili znalazłam się na miejscu i od razu wybuchnęłam śmiechem, ponieważ moim oczom ukazał się obraz Roberta wraz z Maćkiem siedzących na żywopłocie. Musieli pomylić żywopłot z koniem, szamotali się w nim i krzyczeli "Ihahaha, naprzód!!!". Widać było, że byli już nieźle wstawieni. Po chwili podeszło do nich dwoje policjantów.
-O! Niebiescy!- wykrzyczał Robert, wpadając w głąb żywopłotu, co wyglądało tak komicznie , że wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Przyjaciele!!- dorzucił schlany w trzy dupy Maciek, jednocześnie wyciągając Roberta z krzaków.
-Widać, że humory panom nieźle dopisują. Ale niestety musimy panów zasmucić i przerwać te orgie publiczne,, ponieważ dostaliśmy wezwanie o zakłucaniu ciszy nocnej i demolowaniu prywatnego mienia.- powiedział jeden z policjantów.
-Ależ panie właadzo! My przecież nic złego nie robimy! To już nawet w dzisiejszych czasach nie można sobie spokojnie na koniu jeździć?!- odpowiedział zbulwersowany Robert, wykonując ruch jakby jeździł konno.
-Roberciku mój najukochańszy! Ty już jesteś tak pijany, że żywopłotu od konia nie odróżniasz.- wtrąciła się rozbawiona Ania. -Panowie! Sami zejdziecie, czy mamy panów ściągnąć siłą z tego żywopłotu?!- krzyknął drugi policjant. Widocznie nawet policjantów rozbawiła ta sytuacja, ponieważ oboje zaczęli się śmiać.
-My się nigdzie nie wybieramy!! Musimy dokończyć nasz wyścig. I niech panowie nie obrażają naszych koników bo one czują się w ten sposób odrzucone i dyskryminowane!- powiedział stanowczo Maciek zdejmując z siebie koszulę i rzucając ją w stronę policjantów, po chwili Robert uczynił to samo ze swoją koszulą.
-Acha, panowie się nie wybierają do nas, to my się wybierzemy do panów.- powiedział policjant, stukając pałką policyjną o swoją dłoń.
-Przemoc! Oni chcą zastosować wobec nas, wobec niewinnych piłkarzy Borussii Dortmund przemoc! Oni chcą nas bić!!! Tak się nie robi!! Boże widzisz i nie grzmisz.- krzyknął Robert w takim tonie jak by miał zaraz umrzeć na tym żywopłocie.
-Ole! Ole! Oleeee! Nie damy się!...- zaczął wyśpiewywać Maciek.
Po chwili policjanci zaczęli ściągać Roberta z żywopłotu na co ten zaczął krzyczeć i wierzgać nogami.
-Nie drzyj się idioto bo koniki wystraszysz!- krzyknął zdesperowany Maciek.
Po czym drugi policjant ściągnął go z żywopłotu i po chwili obydwoje z Robertem siedzieli w radiowozie.
-Panie władzo, gdzie my jedziemy?- spytał zdziwiony Robert.
-A co pan taki zdziwiony?- odpowiedział policjant z kpiną w głosie. -Jedziemy na komisariat. Dziś panowie spędzicie noc na iźbie wytrzeźwień. -dokończył, zamykając drzwi radiowozu.
Po chwili usłyszałam głośny śpiew: "Szła dzieweczka do laseczka, do zielonego! Ochoo!..". Sądząc po głosie i po zamiłowaniu do biesiadnych pieśni był to napewno Kuba. Miałam rację. Dwóch panów w niebieskich mundurach wynosiło go z apartamentu Ani i Roberta, widać było że był tak schlany, że nie był w stanie iść o własnych siłach. Policjanci wsadzili go do radiowozu.
-Aaalleee... jaaa nigdzieee njjeee jaadę!- powiedział Kuba jąkając się i przytulając do pustej flaszki.
-Jedzie pan, bo z tego co widzę raczej o własnych siłach daleko pan nie dojdzie.-zakpił policjant.
-Aa założymy sjjjęę że doj...dojj..dojdę. Ooo flaszkę wódki.-odpowiedział Kuba, wysiadając z radiowozu. Chwiejnym krokiem przeszedł na drugą stronę ulicy. Niestety zaraz za krawężnikiem stał kontener ze śmieciami, co się potem okazało był największym wrogiem Kuby. Kuba potknął się i wpadł prosto do kontenera.
-Gdzie jest ten kontener!? Gdzie jest ten but!? Gdzie jest ta flaszeczka co wpadła mi tu!? Znalazłem kontener, znalazłem but, znalazłem flaszeczkę, co wpadła mi tu!!! Na lewo, na prawo!! W górę i w dół!!...-zaczął wyśpiewywać wyrzucając śmieci z kontenera, a potem całując znalezioną flaszkę wódki.
Policjanci natychmiast wyciągnęli Kubę ze śmietnika i ponownie zapakowali do radiowozu.
-Przykro nam, ale wszyscy widzieliśmy na co pana stać i jednak lepiej będzie jak pan pojedzie razem z nami i pana kumplami od flachy. A flaszkę kupi mi pan jak wytrzeźwieje.-powiedział mundurowy zamykając drzwi od radiowozu. Jednak Kuba nie potrafił choć na chwilę
się przymknąć i zaczął znów śpiewać: "Pokaż na co cię stać ale nie jeden raz słuchaj, słuchaj ajajajaj...". Wszyscy znów wpadli w euforię śmiechu, można przyznać że Kuba jest mistrzem karaoke.
Odwróciłam wzrok i ujrzałam zbliżającego się w moją stronę Reus’a. Nie miałam ochoty na niego patrzeć, a tym bardziej wchodzić z nim w jakąkolwiek dyskusję po tym jak przyłapałam go na tym jak "to" robił z jakąś dziwką. Więc postanowiłam podejść do Ani, ponieważ miałam nadzieję że gdy zobaczy że rozmawiam z przyjaciółką to stwierdzi że nie będzie nam przeszkadzał i sobie pójdzie a ja spokojnie wrócę do domu, chociaż po nim można się wszystkiego spodziewać. Podeszłam do Ani i rozpoczęłam rozmowę:
-Boże!! Co za wioska, no nie?- powiedziałam z mega bananem na twarzy.
-Matko co za wstyd chłopaki przeszli samych siebie. Teraz będzie trzeba jakoś te szkody naprawić.-odpowiedziała Ania ze śmiechem na twarzy pokazując na zdemolowany przez chłopaków żywopłot - Jutro się tym zajmiemy.- dokończyła.
-Ale co teraz z nimi będzie??- zapytałam.
-A co ma być? Zamkną ich na 24h, a potem wypuszczą- odpowiedziała Ania ze śmiechem w głosie.
-No tak ale czy oni nie będą potem mieli jakiś 'zielonych papierów'?- powiedziałam ze zmieszaniem w głosie.
-O kurcze... Faktycznie o tym nie pomyślałam.-odpowiedziała już z innym wyrazem twarzy.
Naszą rozmowę przerwał jeden z policjantów.
-Widzę, że chłopaki nieźle dali w palnik. Zabierzemy całą świętą trójce na izbę wytrzeźwień na 48h. Oczywiście możemy wypuścić ich wcześniej za dokonaniem wpłaty kaucji. I proszę się nie martwić, chłopaki nie będą mieli żadnego wykroczenia.- powiedział policjant.
-Dobrze, rozumiemy. Dziękujemy panu bardzo.- odpowiedziała Ania z ulgą w głosie.
Radiowóz odjechał, a ja postanowiłam wrócić do mieszkania. Niestety Reus nie dał za wygraną i podszedł do mnie. Wiedziałam że tak będzie...
-Ooo! Witam piękną sąsiadeczkę.- powiedział z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem, obejmując mnie w talii i przyciągając do siebie tak, że byłam zwrócona twarzą w jego stronę. Nie chciałam patrzeć na te jego oczy, one były takie niewinne w przeciwieństwie do ich właściciela...
-Wiesz co? Daruj sobie. Jasne?- odpowiedziałam z zażenowaniem w głosie odsuwając się od niego i zabierając jego rękę z mojej talii.
Ruszyłam przed siebie, niestety blondyn nie dawał za wygraną i nadal szedł przy mnie.
-Nie powinnaś być teraz sama. Dziś przenocujesz u mnie. Nie odmawiaj, bo wiem, że potrzebujesz teraz z kimś pogadać. Oczywiście daję ci gwarancję nietykalności.- odpowiedział ze słodkim uśmiechem ponownie obejmując mnie w talii. Wyrwałam się z jego objęć.
-  Wiesz czego ja teraz potrzebuję? ŚWIĘTEGO SPOKOJU ! Nie mam ochoty na ciebie patrzeć ! Jesteś żałosny!- wykrzyczałam mu prosto w twarz.
-Ej, ej, ej nie denerwuj się ślicznotko. Powiedz, o co chodzi?- powiedział z przejęciem, patrząc mi się prosto w oczy.
- O co mi chodzi? Po co się do mnie przyczepiłeś? Chcesz się ze mną przespać ?- powiedziałam ze łzami w oczach, przypominając sobie sytuację, gdy pomyliłam pokoje.
-Oj misiu widzę, że trochę się rozmarzyłaś. Ale cóż, jeśli chcesz ja jestem do twojej dyspozycji.
-Jesteś obrzydliwy! Niestety byłam świadkiem obracania tej blondi w sypialni. Jeszcze płacisz jej, żeby się nie wygadała ! Nie chcę ciebie znać ! Nie odzywaj się do mnie nigdy więcej! Nienawidzę cię!- po tych słowach uciekłam.
-Ale to nie jest tak jak myślisz! To wcale nie jest tak ! Proszę cię, nie rób mi tego ! –słyszałam w oddali.
Biegłam przed siebie. Mimo, że do mieszkania miałam spory kawałek postanowiłam pójść na pieszo. Co ja postanowiłam ?! Nie myślałam. Byam bardzo przestraszona całą sytuacją. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie wiem, czemu, ale poczułam się bardzo zraniona. Dlaczego to bolało aż tak bardzo? Chyba mi na nim zależało. Sama nie wiem, co o tym myśleć.
*Marco*
Ale wtopa…. To nie miało tak być. Jak mogłem pozwolić na to, żeby Natalia uchwyciła ten moment? Teraz na pewno nie będzie chciała mnie znać. Nie mogę jej stracić, muszę wymyśleć coś, żeby mi wybaczyła. Żeby było tak, jak dawniej.
*Natalia*
Po godzinnym „spacerze” byłam w domu. Zauważyłam zaparkowany samochód Marco, więc pewnie już wrócił. Miałam nadzieję, że nie spotkam go na korytarzu. Dobrze, że Maciek nie widział tej sytuacji, byłby dym. Po chwili stałam pod drzwiami mojego mieszkania. Na szczęście po drodze nie natknęłam się na Reus’a. otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Szybko ściągnęłam szpilki, strasznie bolały mnie stopy. Postanowiłam na rozluźnienie doczytać książkę. Gdy zegar wskazywał 2:00 zrobiłam sobie odprężającą kąpiel. Akurat gdy wyszłam z łazienki usłyszałam pukanie do drzwi. Gdy je otworzyłam, na wycieraczce widniał piękny bukiet. Żółte róże z czarną wstążką. Było ich ok. 19. Zabrałam goi usiadłam na kanapie. Do bukiety dołączony był liścik:
Piękny bukiet dla pięknej dziewczyny <3
Proszę cię, zejdź szybko na dół. Muszę ci powiedzieć coś bardzo ważnego.
Twój ulubiony sąsiad ;*
Od razu zorientowałam się, że bukiet jest od Reus’a. Nie miałam ochoty go widzieć, ale przekupił mnie kwiatami. Byłam ciekawa, co takiego ważnego ma mi do powiedzenia. Pośpiesznie się ubrałam, uczesałam i zrobiłam szybki makijaż. Nie wiem, czemu tak się stroiłam, ale wiadomo,przy wielkiej gwieździe piłkarskiej jakoś trzeba wyglądać. Na nogi włożyłam szpilki i szybko zeszłam na dół. Otworzyłam drzwi naszego apartamentowca i ujrzałam napis ułożony ze świeczek : I’m sorry honey. Było ciemno, więc płomienie świeczek było dokładnie widać. Stałam, jak wryta uśmiechając się do siebie. Po chwili poczułam ciepły oddech na mojej szyi. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się Marco z kolejnym, ogromnym bukietem. Tym razem były one czerwone.

- Wybacz mi.- powiedział krótko, zwięźle i na temat. – Obiecuję, że nigdy więcej nie będziesz świadkiem takiego czegoś. Przepraszam Natalciu- powiedział po polsku.
-Wiesz co, muszę ci powiedzieć, że się postarałeś. To jest prześliczne. Dziękuję. Nie wracajmy do tamtego wydarzenia. Co się stało to się nie odstanie. Przytulas w nagrodę- dokończyłam i mocno go przytuliłam. Marco delikatnie pocałował mnie w czoło.
Zauważyłam, że praktycznie z każdego okna naszego bloku ktoś wygląda. Ludzie patrzyli na nas, jak na jakiś idiotów, lecz postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Marco zgasił wszystkie świeczki i zaproponował mi długi spacer. Mimo, że było już po 3:00 i strasznie bolały mnie nogi, zgodziłam się. Uwielbiałam nocne spacery widok naszego miasta nocą.Światło lamp delikatnie oświecało nam drogę przez park. Nie mówiliśmy nic. Trudno było nam nawiązać jakikolwiek temat, ponieważ prawie się nie znaliśmy. No może ja trochę o nim wiedziałam, ale nie będę z nim rozmawiać o panienkach, jakie przeleciał. Usiedliśmy na pobliskiej ławce. Był środek nocy, aczkolwiek było bardzo ciepło. Zaczęłam drżeć, nawet nie wiem z jakiego powodu. Marco przysunął się do mnie i objął ramieniem.
-Weź tą rękę.-powiedziałam spokojnie.
-Dlaczego?
-Bo mi niewygodnie.- bardzo bałam się jego bliskości.
-Haha, ok.- odparł ze śmiechem biorąc rękę z mojego ramienia i odsuwając się na poprzednie miejsce. Nastała krępująca cisza.
-Yyyyy… ciekawe, jak chłopaki.- przerwał ją Marco.
-Pewnie siedzą w izbie wytrzeźwień.- powiedziałam ze śmiechem.
-Haha, no możliwe.
-Boże, jaki wstyd..- odpowiedziałam unikając wzroku Reus’a.
-Nie, dlaczego? Każdy ma prawo się zabawić. Alkohol jest po to, by go pić.
-Tak, to czemu ty nie piłeś?- zapytałam mrużąc oczy.
-Ważniejsze sprawy miałem do załatwienia, nie miałem czasu.- odpowiedział poważnie, lecz po chwili uświadomił sobie, że palnął głupotę.
-Yyy… No tak.- odparłam z zażenowaniem. –Wiesz, ja muszę już iść. Późno się zrobiło.- dokończyłam wstając z ławki.
-Poczekaj !- powiedział łapiąc mnie za nadgarstek.
Gdy się odwróciłam, moją uwagę zwróciła niska blondynka biegnąca w naszą stronę. Gdy dobiegła, dopiero ją poznałam………..

Wybaczcie, że tak długo musiałyście czekać na nowy rozdział, ale przykre wydarzenia, które nas spotkały, przeciągnęły trochę pojawienie się go na blogu. Bardzo, bardzo, ale to bardzo przepraszamy ;( Następny rozdział mamy już przygotowany, dodamy go, gdy pod tym rozdziałem będzie 8 komentarzy. Również  może być  ich więcej, nie obrazimy się ;)) Komentarze znaczą dla nas wiele, dodają wielkiej motywacji. Obecny rozdział pozostawiamy do Waszej oceny. 
Buziaki ;****
 ~Paulina i Justyna~

Zapraszam na bloga, prowadzonego przez Paulinę. Czytam i polecam ;)) Jest świetny, warto na niego zajrzeć.
~Justyna~









poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział 5~ Chyba pomylił cukier z solą~


Rozłączyłam się i wróciłam do lektury. Czytałam do późna. Gdy zegar wskazywał 23:00 postanowiłam pójść pod prysznic i iść spać, ponieważ byłam wykończona po dzisiejszym dniu na uczelni.

*Natalia*
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do mojego pokoju. Spojrzałam na zegarek:  8:02, co oznaczało spóźnienie na uczelnię. Przewróciłam się na drugi bok. Postanowiłam odpuścić sobie dzisiejsze lekcje. Jednak długo nie pospałam, ponieważ poczułam coś mokrego na mojej twarzy. Otarłam twarz pościelą, uniosłam wzrok do góry i ujrzałam stojącego nade mną brata z zaciszem na twarzy i butelką wody w ręku.
-Wypad mi z tym .- jego reakcja nie była taka, jakiej się spodziewałam.
-Guten Morgen !- ukazał rząd śnieżnobiałych zębów.
-Z kim ja żyję.- skwitowałam i powolu zwlekłam się z łóżka podążając do toalety.
W głowie miałam niecny plan. Wlałam lodowatej wody do miski. Postanowiłam urządzić braciszkowi słynnego splash’a. Zrzuciłam z umywalki porcelanową mydelniczkę, która z hukiem upadła na marmurową podłogę. Wzięłam miskę i szybko ustawiłam się koło drzwi.
-Ałł!! Maciek pomóż !! Jak boli…- jęknęłam.
-Co się stało?! Już idę.- powiedział z przejęciem brat otwierając drzwi. Zaraz zawartość miski wylądowała na jego ciele.
-Co to  ma być?!
-Jak to co, splash braciszku- powiedziałam z uśmiechem trzepocząc rzęsami.
-Zamilcz.-odpowiedział wycierając się ręcznikiem.
-Proszę bardzo.- wyszłam odruchowo trzaskając drzwiami. Ubrałam się i postanowiłam zrobić śniadanie na zgodę składające się z omletu z owocami.
-Zawsze wiesz, jak mnie zaskoczyć.- powiedział ze smakiem patrząc na śniadanie.
Zjedliśmy rozmawiając i śmiejąc się. Przy okazji dowiedziałam się o dzisiejszym treningu. Z chęcią się zgodziłam, bo wiedziałam, że spotkam tam Reus’a. Jak to?! Ja chcę widzieć tego chama? Tak, chcę go widzieć, nie wiem, dlaczego, ale chcę. Coś mnie ciągnie do tego człowieka, ale nie wiem co. Maciek dziwnie się na mnie patrzył, po chwili nie wytrzymał i zapytał:
-Co ty tak się szczerzysz do tego talerza?
-A nie, nic. Tak sobie myślę.
-Ty myślisz? Przecież ty nie masz mózgu.
-Goń się.- powiedziałam z lekką złością w głosie, znałam się na żartach, ale Maciek doprowadzał mnie do szału.
-Oj dobra, nie denerwuj się już. Aa…słyszałem, że mamy jakieś plany na wakacje.
-NO bo tak sobie pomyślałam z Anią, że wybierzemy się gdzieś w piątkę.
-Jak w piątkę? My się już z chłopakami umówiliśmy, że ty z Anią i resztą Wags gdzieś jedziecie, a my ostry melanżyk…-zawył.
-Co?! Ale mieliśmy jechać w piątkę.- odparłam zmieszana.
-Zmiana planów. Szykuj się mała,jedziemy. Po treningu jedziemy w sprawie mieszkania.
-Nigdzie nie jadę z tobą!-krzyknęłam.
-Jedziesz.-odparł, wziął mnie na ręce podążając w kierunku samochodu. Postanowiłam się nie sprzeciwiać.
*10 minut później przed Signal Iduna Park*
Gdy Maciek parkował samochód od razu zwróciłam uwagę na Reus’a z cwaniackim uśmieszkiem machającego w moją stronę.
-Co ten palant ode mnie chce.- skwitowałam wysiadając z samochodu i podążając w stronę stadionu.
-Kochanie. -podbiegł do mnie.-dzisiaj będzie rwanie.- dokończył zdyszany.
-Spieprzaj.- powiedziałam zwykłym tonem głosu.
-Uuuu… Ktoś tu wstał lewą nogą.- charakterystyczny uśmiech w ogóle nie znikał mu z twarzy.
-Jak ktoś oblał mnie lodowatą wodą, to nie zwracałam uwagi, którą nogą wstaję.
-Aaa….  Jednak wykonał.- powiedział ledwo powstrzymując się od śmiechu.
-O czym ty mówisz?- odparłam z zaskoczeniem.
-O niczym słonko.- odpowiedział namiętnie mnie całując.
-Co to ma być ?!- zfurstrowana oddałam mu cios w policzek.
-Uuuu.. Wykonał.- oglądający z daleka Dortmundczycy zawyli niemal równocześnie. W odpowiedzi dostali ode mnie jedynie wrogie spojrzenie. Odeszłam szybko od Reus’a podążając w kierunku Ani czekającej na mnie przy swoim Porsche.
-Co ty taka zła?- zapytała z niedowierzaniem  (pomimo trudności, które mnie spotykały zawsze miałam dobry humor)
-A może jakieś „hej”? –odparłam z ironią.
-Yyy.. Hej-  ze zmieszaniem pocałowała mnie w policzek. –To idziemy?- dokończyła pokazując ręką na stadion.
-Nie chcę tam iść . Jedźmy do jakiejś kawiarni, bo mnie zaraz szlag trafi.
-Jasne, obgadamy te wakacje.- odparła wsiadając do samochodu. Uczyniłam to samo.
*Marco*
No to Natalka się zdenerwowała. Pewnie nic nie pamiętała z przedwczorajszej imprezy, skoro nie wiedziała o co chodzi z tym wyzwaniem. Oj.. Jaka ona słodka, jak jest zła. Muszę ją zdobyć. Wiem, że muszę się postarać, ale jakoś muszę. Fajna z niej laska, w stylu „na jedną noc”. Trzeba ją jakoś uwieźć, ale to nie będzie trudne. Każda nie może mi się oprzeć. Gdy trenowałem, cały czas wypełniała moje myśli. Czyżby była dla mnie czymś więcej, jak kolejną naiwną laską na jedną noc? Nie, to niemożliwe.
*Natalia*
*10 minut później*
Szybko zapomniałam o całym zajściu przed stadionem. Ania to skarb. Pomaga mi zapomnieć o wszystkim. Odpięłam pasy, wysiadłam z samochodu i moim oczom ukazała się piękna kawiarnia.
-Fajna, nie? Zawsze tu przychodzę z Robertem.
-Genialna. Ciekawe, jak wygląda w środku.
-No to chodź. A może później wybierzemy się na jakieś zakupy?
-Dzisiaj nie mogę, mamy z Maćkiem poszukać mieszkania.
-Szkoda. Pojedziemy innym razem.
Usiedliśmy niedaleko baru, przy którym siedziała jakaś dziewczyna z chłopakiem, pewnie byli parą.
-Podać coś paniom?- moim oczom ukazała się kelnerka, wyglądała na miłą osobę.
-Poproszę kawę mrożoną.- odpowiedziałam z uśmiechem.
-Dla mnie to samo. I jeszcze dwa desery z bitą śmietaną.
Gdy kelnerka odeszła, zapytałam:
-Ty i deser z bitą śmietaną? Coś mi tu nie pasuje.- zapytałam z niedowierzaniem.
-Pieprzyć to. Tobie się przyda trochę kalorii. Wyglądasz, jakbyś była niedożywiana.
-Maciek mnie żywi spalonym spaghetti.- odparłam z pokorą, na co Ania wybuchnęla niepohamowanym śmiechem. Gdy się uspokoiła, zaczęla drążyć temat wakacji.
-Bo wiesz, ja tak sobie myślałam, że po co nam chłopaki, co tylko będą cały czas pieprzyć o laskach, jakie wyrwali.
-No w sumie tak, będą nam tylko przeszkadzać.-odpowiedziałam spoglądając na parę, która się dziwnie zachowywała.
-Nie zwracaj na nich uwagi, to paparazzi, chcą zrobić z byle czego sensację. Przyzwyczajaj się. No to jaki skład?
-Ty , ja, Inga, Cathy, Riri, Ewa i Agata.
-A Julia?
-Ona nie może, mówiła, że ma kupę nauki.- powiedziałam zasmucona.
-Jak to, przecież mówiła, że… A no szkoda.
-Co ci mówiła?
Pewnie bym z niej to wydusiła, ale mój telefon dawał znać, że ktoś próbuje się ze mna skontaktować.
-Do tej rozmowy jeszcze wrócimy- pogroziłam jej palcem.
-Halo?
-Gdzie jesteś?
-A kto mówi?
-Król Maciuś I
-Boże…. Jestem w kawiarni
-Czekam na ciebie koło stadionu.
-A może ja nie mam ochoty tam iść
-Reus na ciebie już czeka
-Pier**lisz?
-Nie pie*dol, bo rodzinę powiększysz, będą małe Reusiaczki
-Spieprzaj
Przerwałam połączenie, lecz Maciek nie dawał za wygraną.
-Jeszcze jedno słowo o Reus’ie, to wszystkie zęby stracisz.
-Dobra, już poważny jestem. Chcę widzieć cię za 10 minut pod stadionem.
-A ja bym chciała słonia na złotym łańcuszku.
-Chodzi o mieszkanie. –po tym w mojej słuchawce rozbrzmiał się głos przerwanego połączenia.
-Kurczę, Ania muszę już iść.- powiedziałam wstając z fotela w kształcie filiżanki.
-Maciek dzwonił?
-Nom. Chce mnie widzieć pod stadionem za 10 minut.
-Ja i tak po Roberta jadę, to choć ze mną.- obdarzyła mnie serdecznym uśmiechem.
-Dzięki, jesteś wielka.- również się uśmiechnęłam.
*30 minut później*
Gdy Ania wysadziła mnie pod Iduną, zaraz wylądowałam w samochodzie Maćka. Odebraliśmy bagaże spod hotelu i zaczęliśmy zmierzać… sama nie wiem gdzie. Po pół godzinie wjechaliśmy w całkiem fajne osiedle. Byłam zdziwiona. Czemu? Moim oczom ukazały się bloki, a nie domy. Zaparkowaliśmy pod jednym z nich. Muszę powiedzieć, że to było naprawdę fajne osiedle. Zadbane, ładne, a bloki wydawały się być  naprawdę luksusowe. Wypakowaliśmy bagaże i zaczęliśmy zmierzać ku drzwi, lecz moją uwagę zwróciło coś innego. Pod naszą klatką zaparkowany był czarny Aston Martin, identyczny, jaki ma Reus. Ale wszystkie samochody stojące w pobliżu bloku były sportowe i drogie(znałam się na motoryzacji), więc nie przejęłam się tym widokiem. Po chwili nie wytrzymałam i zapytałam Maćka:
-A co z sąsiadami?
-Sąsiedzie z góry, starsze państwo, przemili ludzie.
-A z dołu?- drążyłam temat.
- Nie wiem, skąd mam  wiedzieć?- zapytał ze złością otwierając drzwi.
-Dobra, nie wyrywaj się tak.- trochę nie zrozumiałam jego reakcji.
Gdy Maciek otworzył drzwi, nie wierzyłam własnym oczom. Maciek ma świetny gust, mieszkanie było przepiękne.
-I jak, podoba się ?- zapytał z uśmiechem Maciek.
-Mieszkanie moich marzeń.- podeszłam do niego i przytuliłam, jak najmocniej umiałam.
-Wiedziałem ci się spodoba. Zapoznaj się ze wszystkim, a ja idę się odświeżyć.
Gdy Maciek poszedł do łazienki od razu rozległo się głośne pukanie do drzwi. Z pośpiechem je otworzyłam, a moim oczom ukazała się bardzo znajoma sylwetka….
-Witam sąsiadeczkę !- powiedział z uśmiechem Reus trzymając w ręku talerzyk z szarlotką, na sobie miał różowy fartuszek.-Dopiero upiekłem ciasto, może masz ochotę?
-Mam ochotę, ale walnąć ci serdecznie w twarz. Tak na powitanie.-nie wiem czemu, ale do oczu zaczęły napływać mi łzy.
-Spokojnie, oddychaj. Ciasto kładę na stole. Jak ci zasmakuje, jestem naprzeciwko.-odparł z szyderczym uśmiechem kładąc talerzyk na stoliku  odchodząc.
-Nie, nie, nie !- zaczęłam się drzeć jak opętana. –Maciek! Co to ma być !? Czemu mi to robisz?! Czemu mi nie powiedziałeś?!- zaczęłam zasypywać go pytaniami.
-Uspokój się.- złapał mnie za barki patrząc mi się prosto w oczy.
-Mam tego dość….. Ja nie chcę tu mieszkać.- powiedziałam już trochę opanowana.
-Natalia, ja nie wiem co się z tobą dzieje ? Czemu ty go tak nienawidzisz? Zobacz, ciasto nam przyniósł. Mmm…. Jakie dobre.- powiedział kosztując szarlotki gospodyni Marco, lecz zauważyłam, że nie mógł go przełknąć, mało tego po chwili zaczął kaszleć, co mnie bardzo rozśmieszyło. Przed chwilą płakałam, teraz się śmieję.  Kobieta zmienną jest.
-Ta, pyszne.- powiedziałam z ironią.
-Chyba pomylił cukier z solą. Ale widzisz, jak się stara. Już na wstępie częstuje nas ciastem, a co będzie potem?
-Weź nie pieprz już. Nie mam ochoty tego słuchać.
-Chyba o czymś zapomniałaś.- zapytał pokazując na zegarek.
-No co, 18. No co. Aaaa!! Impreza!
-No właśnie, więc się szykuj, bo Reus nie będzie na nas czekał.- powiedział odwracając głowę, żebym nie widziała, że się śmieje.
-Jak to? My z Reusem? Niee ja nie zdzierżę.- jęknęłam.
-Zdzierżysz, chyba, że chcesz iść na pieszo.
-A nie możemy jechać swoim autem?- podniosłam do góry brwi.
-Ale nie będziesz piła. Ja się nie poświęcę- powiedział szperając w walizce.
-Jasne, nie mam zamiaru.- odparłam wchodząc do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam i uczesałam włosy w koka, umalowałam się i ubrałam. Do całej stylizacji pasowały kremowe szpilki.


Gdy wyszłam z łazienki na kanapie siedział wystrojony Reus z Maćkiem.
-Boże…. Nie wytrzymam.- powiedziałam do siebie prawie niesłyszalnie przewracając teatralnie oczami.
Do głowy przyszedł mi szatański plan. Postanowiłam ignorować Marco. Traktować go tak, jakby w ogóle go nie było.
-Dobra, jedziemy.- odparłam biorąc kluczyki do auta z dębowego stolika.
-Mraśnie wyglądasz, kocie.- powiedział Reus przygryzając wargę. Tak jak postanowiłam, nie odzywałam się do niego. Podobnie, jak jechaliśmy na imprezę. Był zakłopotany. Nie wiedział, o co chodzi. Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
*25 minut później*
Jak zawsze spóźnieni. Zabawa trwała w najlepsze. W progu przywitał nas ledwo trzymający się na nogach Robert w bokserkach.
-Jadę po gorzałę!- zwrócił się do mnie po czym upadając na dywan.
-Jezu, Ania zobacz, czy mu się nic nie stało.- powiedziałam ze strachem w oczach patrząc na Anię i spoglądając na leżącego Roberta.
-Spokojnie, nic mu nie będzie.-odpowiedziała lekko podchmielona Ania.
-Zapraszam do tańca!- nim się zorientowałam znalazłam się na parkiecie z Marco. Muszę przyznać, że świetnie tańczy. Nie chciałam robi przedstawienia, więc postanowiłam się nie sprzeciwiać. Po godzinie szaleństw na parkiecie zmęczona upadłam na kanapę.
-To teraz tradycja każdego wieczorku.- zachichotał Rybus kładąc pustą butelkę na szklanym stoliku.
-O nie. Ja się na to nie piszę.- powiedziałam wstając z kanapy.
Po chwili byłam na górze. W tym domu byłam pierwszy raz, więc nie wiedziałam, gdzie jest jakie pomieszczenie. Postanowiłam nie schodzić na dół i pytać o łazienkę, bo pewnie zaraz namówiliby mnie do tej durnej gry. Otworzyłam pierwsze lepsze drzwi. Niestety była to sypialnia. A tam…. Myślałam, że zaraz zwymiotuję. Był  tam Marco i robił „to” z jakąś laską. Zamknęłam starannie drzwi, by nie usłyszeli i poczułam się zazdrosna. Dlaczego ja byłam zazdrosna o jakiegoś pustaka?! Nie wiem. Nie mogłam przestać o tym myśleć. Otworzyłam drugie drzwi i zbawienie. To była łazienka. Weszłam do niej i zaczęłam poprawiać makijaż. Po chwili usłyszałam głos Marco i tej dziewczyny.
-Ile?
-250.
-Masz i nikt o tym nie wie.
Ona coś jeszcze mu odpowiedziała, ale nie zrozumiałam co, ponieważ z wanny wyłowił się Kuba z pustą butelką wódki, a na głowie miał czapeczkę zrobioną z gazety.
-Ze mną się nie napijesz?- wydarł się na cały regulator.
-Ciii…..- uciszałam go, lecz ten nie dawał za wygraną.
-Szła dzieweczka do laseczka, do zielonego, oho!
-Zamknij się!- powiedziałam  najciszej, jak mogłam.
-Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom!
-Proszę cię, ucisz się! – powiedziałam już głośniej.
Gdy skończył swój koncert, wrócił do wykonywanej wcześniej czynności: czyli do spania. Gdy upewniłam się, że Marco zszedł na dół, zrobiłam to samo. Tylnymi drzwiami wyszłam na zewnątrz. Spacerowałam i myślałam o całym zajściu na piętrze. Nie długo, ponieważ po chwili usłyszałam sporą ilość głosów śpiewających biesiadne pieśni. Po chwili rozległ się dźwięk syren. W oddali ujrzałam niebiesko-czerwone światła. Spodziewałam się najgorszego………

Mamy 5 rozdział. Teraz będę dodawała dłuższe rozdziały.
Będą pojawiać się raz na 2 tygodnie.
Jak myślicie, czy imprezowicze są związani z zajechaniem policji?
Rozdział…. Chyba mi się podoba. Nie dodałabym czegoś, co mi się nie podoba.
Początek rozdziału napisałam razem z Pauliną, resztę napisałam ja.
Pozostawiam go do Waszej oceny.
~Justyna~
Bardzo dziękujemy Wam za prawie 3 tysiące wyświetleń. Jesteście wielkie 
Jedna mała prośba do anonimek : podpisujcie się w komentarzach, bardzo prosimy ;**

~Paulina i Justyna~

CZYTASZ~KOMENTUJESZ~MOTYWUJESZ